Lubię kosmetyczne ciekawostki, lubię też bardzo maseczki do twarzy, zwłaszcza te oczyszczające. Nie mogłam więc przejść obojętnie wobec indyjskiego cudeńka zwanego Manjishtą.
Manhishta (Rubia Tinctoria) to roślina o właściwościach antyseptycznych, ściągających i antybakteryjnych. Sproszkowana, właśnie w firmie maseczki, jest polecana do cery mieszanej, tłustej, z problemami trądzikowymi. Ma głęboko oczyszczać pory redukować zaczerwienienia i podrażnienia naskórka, ściągać rozszerzone pory skóry, wzmacniać, ujędrniać i wygładzać naskórek.
50 gramowe opakowanie proszku z Manjishty kosztuje ok. 14 zł. Kartonowe opakowanie skrywa foliowy woreczek z czerwonym proszkiem o charakterystycznym, ziołowo-orientalnym zapachu. Opakowanie jest mało praktyczne, z foliowego woreczka zawsze niechcąco rozsypuje się jakaś część proszku brudząc wszystko dookoła. Na opakowaniu brak również dokładnych proporcji, jak przygotować maseczkę; mieszałam więc ją na oko próbując uzyskać zadowalającą konsystencję.
Człowiek z manjishtą na twarzy wygląda jakby się wysmarował przecierem pomidorowym albo jakby wybierał się na Halloween. Po zmyciu maski niestety - nie wygląda wcale lepiej...
Bo co z tego, że maseczka dobrze oczyszcza i pozostawia buzię wygładzoną i miękką, skoro ma jedną ogromną wadę, której ja - i podejrzewam, że większość dziewczyn - nie jest w stanie tolerować: barwi skórę na czerwono! I to na tyle skutecznie, że trzeba się sporo nagimnastykować, żeby usunąć ów czerwony odcień ze skóry. Robiłam kilka prób do tej maseczki - każda kończyła się zmyciem maseczki wodą, następnie koniecznością umycia skóry żelem myjącym, a później jeszcze wielokrotnym przecieraniem jej płynem micelarnym aż do całkowicie czystego płatka.
Jak widzicie na zdjęciu, nawet piąty w kolejności płatek wciąż jest czerwony! Usunięcie tego czerwonego barwnika z twarzy to naprawdę koszmar i wymaga dużo więcej czasu, niż powinno zająć zwykłe zmycie maseczki!
Mimo iż efekt oczyszczenia i wygładzenia był jak najbardziej porządny, to nie jestem w stanie przymknąć oka na to barwienie skóry. Może Hinduski, które mają same w sobie śniadą cerę - nie mają takiego problemu, ale na mojej bladej skórze czerwony odcień widać niesamowicie dobrze. Wyglądam jakbym miała poparzoną skórę albo mega duże problemy z naczynkami :/
Mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie używać tej maseczki - Manjishta ląduje w koszu.
Znacie Manjishtę? A może znacie jakieś inne orientalne specyfiki, od których lepiej trzymać się z daleka?
Szkoda że tak farbuje, muszę uważać na przyszłość w kwestii maseczek o intensywnej barwie :)
OdpowiedzUsuńJa też już będę ostrożniejsza...
Usuńehh a to niespodzianka. Ja bardzo lubię maseczki tej firmy, ale tej jeszcze nie miałam...Nie wiem czy odważę się jej użyć :)
OdpowiedzUsuńMoże i lepiej, że jeszcze na tę się nie skusiłaś ;)
UsuńO kurczę, masakra... Nie spotkałam się z maseczką, która by tak barwiła skórę ;)
OdpowiedzUsuńCóż, ja też jestem w szoku...
Usuńoj to chyba nie jest produkt dla mnie :P
OdpowiedzUsuńteż tak sądzę ;)
Usuńojj ;/ szkoda że barwi skórę .
OdpowiedzUsuńno właśnie, dobroczynne działanie znika gdzieś przy tym zupełnie
Usuń"skoro ma jedną ogromną wadę, której ja - i podejrzewam, że większość dziewczyn - nie jest w stanie tolerować: barwi skórę na czerwono!" - bardzo dobrze podejrzewasz, no chyba, ze ktoś lubi się od czasu do czasu pobawić w Indian :D
OdpowiedzUsuńHehe, no zawsze może się ktoś znaleźć taki :D
UsuńO matko- masakra...człowiek chce sobie zrobić dobrze...a wychodzi z tego czerwony XD Szkoda, że to taki niewypał, bo ja lubię tego typu maseczki :P
OdpowiedzUsuńI weź tu później z domu wyjdź, co nie? ;)
UsuńWidzę, że Manjishta przebiła czerwoną glinkę, która upodobniła mnie do Apacza. Gdy korzystałam z jej dobrodziejstw, domywałam skórę płynem micelarnym. Na szczęście barwnik łatwo dawał za wygraną.
OdpowiedzUsuńKochana, czerwona glinka to przy tym pikuś... Wiem, co mówię, czerwoną glinkę zmyć można jakieś 10x szybciej niż manjishtę...
UsuńNigdy nie miałam do czynienia z tym produktem, nie jestem też zbyt szybka do kupowania i stosowania maseczek, zwyczajnie z lenistwa :)
OdpowiedzUsuńTeraz wiem, że tej maseczki na pewno nie zakupię nawet, jak najdzie mnie na upiekszania buzi :)
Mimo wszystko współczuję Ci, bo żaden kosmetyk nie powinien robić nam krzywdy!
Obserwuję i jeśli masz chęć to również możesz kliknąć (ale nie namawiam:))
Pozdrawiam i przy okazji zapraszam na nowego posta :)
http://patishome93.blogspot.com/2014/01/neutrogena-formua-norweska-czyli.html
No właśnie lepiej trzymać się od niej z daleka :)
UsuńHa ha ha, ale psikus :) Dobrze, że nie zrobiłaś jej przed jakimś większym wyjściem. Cóż, szkoda... miało być orientalnie i niebanalnie... no i było ;)
OdpowiedzUsuńNoooo... Na szczęście z testowaniem nowości zawsze wstrzymuję się na wieczór albo jakiś wolny dzień - jak widać warto ;)
UsuńOsobiście nie potrzebuję mocno oczyszczających maseczek, a widząc ile pracy wymaga ta maska, zwłaszcza przy zmywaniu, na pewno bym się na nią nie skusiła nawet gdybym musiała oczyszczać cerę codziennie. Szkoda. Zapowiadało się pięknie...
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ktoś chyba nie pomyślał, że na polskim rynku ta maseczka nie ma szans na sukces...
Usuńrzeczywiście koszmar! O.o
OdpowiedzUsuńNiestety...
Usuńnie znam tej maski, ale ze względu na barwienie nie kupiłabym. Nigdy nie mam czasu a dodatkowe minuty zmywania nie wchodzą w grę:)
OdpowiedzUsuńSą na szczęście maseczki działające podobnie, a nie barwiące skóry :)
Usuńale jaja :D ja bym sie chyba przestraszyla jakbym zmyla maseczke i zobaczyla czerwona skore :P masakra, ciesze sie ze nigdy o niej nie slyszalam i nie przetestowalam na sobie.
OdpowiedzUsuńTeż się przestraszyłam, wpierw myślałam, że mnie podrażniła, ale wzięłam płatek z łagodzącym tonikiem, żeby ją przemyć i wszystko stało się jasne...
UsuńNie znam ale nieźle, z chęcią zobaczyłbym zabarwioną buźkę - ale wiem na pewno że sama się na nią nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńZabrakło mi odwagi, by pokazywać się w wersji a'la buraczek :D
UsuńTragedia :/ maseczka wydaje się bardzo fajna, ale za nic nie zamierzam się bawić w tarcie skóry, żeby nie była czerwona. Więcej szkody niż pożytku :/
OdpowiedzUsuńNo właśnie, dobrze powiedziane - więcej szkody niż pożytku :)
Usuńha fajna czerwona maska ale jak dla mnie odpada
OdpowiedzUsuńjak chyba dla większości...
Usuńnawet fajna ta maseczka ; ) tylko przeraża mnie co potem się z skórą staje ; ( Zapraszam do siebie : http://spelniaj-swoje-marzenia.blogspot.com/ Obserwuję : * Pozdrawiam Serdecznie : )
OdpowiedzUsuńmyślę, że nie warto próbować
UsuńDość podobnie działa domowa maseczka z kurkumy. Nawet po umyciu twarzy żelem na skórze zostaje żółta poświata. Może resztki byłoby łatwiej zmyć olejem?
OdpowiedzUsuńPróbowałam i niestety nie było łatwiej :( Dość mocno musi się ten barwnik weżreć w skórę przez 15 min. Kurkumy więc też chyba nie wypróbuję, mimo iż mnie kusiła...
Usuńszkoda że nie pokazałaś się jako czerwonoskóra ;)
OdpowiedzUsuńNo to naprawdę masakra z tą maską! Nie wiem, kto może mieć cierpliwość to zmywać i normalnie używać tej maseczki, skoro są inne, łatwiejsze w użyciu, jak choćby maseczki algowe, o których pisałam niedawno u siebie :)
OdpowiedzUsuńOjej... to nie dla mnie :/
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że przeczytałam tą recenzję! Maseczki nie będę używać nigdy, z moją prawie białą cerą baaardzo bym się zdenerwowała :)
OdpowiedzUsuńja ją kupiłam z myślą o peelingu mechanicznym - jakies 1,5 roku temu. Dopiero miesiąc temu się skończyła i... byłam zadowolona! mieszałam z olejkami. faktycznie barwiła troche skóre, ale z olejem łatwo się zmywała :)
OdpowiedzUsuń