25.01.2015

Biochemia Urody: Tonik z kwasami AHA/BHA 10%

Dziś opowiem Wam o jednym z moich ulubieńców zeszłego roku, który w ogromnym stopniu pomógł mi poradzić sobie z zaskórnikami. Mowa o Toniku z kwasami AHA/BHA 10% z Biochemii Urody, o którym już wiele razy Wam wspominałam i obiecywałam jego recenzję ;)
Być może pamiętacie, że wcześniej w okresie zimowym stosowałam serum z kwasem migdałowym 10%, także z Biochemii Urody, ale zaobserwowałam niestety, że moja cera powoli zaczyna się do tego serum przyzwyczajać i nie działa już ono na nią tak spektakularnie jak kiedyś. Nie chciałam na razie zwiększać stężenia kwasu powyżej 10%, więc postanowiłam spróbować nieco z drugiej strony - i skusiłam się po prostu na produkt z innymi kwasami niż migdałowy.

Biochemia Urody: Tonik z kwasami AHA/BHA 10%


Tonik - jak sama nazwa wskazuje - zawiera dwa kwasy: 8% kwas mlekowy (AHA) i 2% kwas salicylowy (BHA). Oba kwasy mają działanie złuszczające, a mlekowy dodatkowo wykazuje działanie nawilżające. Bazą toniku jest hydrolat lawendowy, znany z właściwości gojących i antybakteryjnych. Właściwości antyseptyczne, przeciwzapalne, antybakteryjne i łagodzące wzmacnia również dodatek ekstraktu z rozmarynu. Oprócz tego w składzie mamy również glikol butylenowy (środek rozpuszczający, konserwujący, zwiększający wchłanialność substancji) oraz emulgator - glyceryl cocoate. Do toniku musimy dodać również alkohol - spirytusu rektyfikowany, jest go jednak w całej objętości niewiele, bo tylko 6,5%.
Producent deklaruje, że zestaw posiada pH = 2.8 - 3.0, co przekłada się na jego wysoką skuteczność i siłę działania. Więcej informacji o tym toniku znajdziecie bezpośrednio na stronie producenta.

Tonik - jak to w przypadku kosmetyków z Biochemii Urody bywa - otrzymujemy w postaci dokładanie odmierzonych półproduktów, które łączymy samodzielnie w domu. Wykonanie jest naprawdę proste i zajmuje ok. 10 minut. Do przechowywania kosmetyku służy nam prosta butelka z ciemnego plastiku.
Tonik kosztuje 18,80 zł za 110 ml i jest przydatny do użycia przez 8 m-cy. Producent zaleca jego stosowanie 1-2x w tygodniu - nie jest to standardowy tonik do codziennego przemywania skóry. Ja początkowo stosowałam go co drugi dzień wieczorem, teraz, gdy osiągnęłam już oczekiwane rezultaty, stosuję go zgodnie z zaleceniami - 2x w tygodniu dla potrzymania efektów.

Tonik jest przezroczystą barwę i praktycznie niewyczuwalny aromat. Mi w trakcie przelewania kwasu mlekowego do butelki lekko drgnęła ręka i czysty stężony kwas rozlał się po ściankach, nieco "wyżerając" zewnętrzną powierzchnię butelki (zdjęcie). Wtedy wiedziałam już, że tonik ten to nie będą przelewki ;)



I faktycznie - połączenie tych dwóch kwasów okazało się dla mojej skóry prawdziwym, oczyszczającym lekarstwem. W połowie zeszłego roku zaczęłam obserwować na niej coraz więcej zaskórników zamkniętych zwłaszcza w okolicach brody i linii żuchwy. Zaskórniki te były praktycznie nie do ruszenia, a nierzadko również przekształcały się w bolące podskórne gulki. Tonik z kwasami AHA/BHA w przeciągu 2 m-cy wyeliminował ten problem praktycznie w 99%. Zaskórniki i gule zniknęły, a moja skóra znów stała się gładka i czysta! To naprawdę ogromny sukces i jestem z działania tego toniku baaardzo zadowolona :) Dodatkowo zauważyłam, że tonik przyspiesza znikanie ewentualnych wyprysków, goją się one szybciej i nie pozostawiają uciążliwych blizn. Po prawie 4 miesiącach kuracji moja skóra jest czysta, gładsza, rozjaśniona, pozbawiona blizn.
Dodam, że właściwie obyło się u mnie bez żadnego widocznego i dokuczliwego złuszczania. Raz tylko po wieczornej aplikacji, rano skóra na nosie zaczęła mi się nieco łuszczyć, ale zwykły peeling wystarczył, by pozbyć się zbędnych skórek.
Czasami po aplikacji czułam delikatne pieczenie, czasem skóra była nieco podrażniona, ale w takich sytuacjach wystarczyło zmniejszenie częstotliwości stosowania toniku i wszystko wracało do normy. Z czystym sumieniem mogę jednak przyznać, że tonik nie działa wysuszająco - zwykle nie nakładałam po nim już żadnego kremu, a mimo to rano budziłam się bez żadnego dyskomfortu - ze świeżą, nieściągniętą w żaden sposób skórą.


Zaciekawiła mnie jeszcze jedna rzecz, o której pisze producent - zaleca on stosowanie toniku również po depilacji, by zapobiegać wrastaniu włosów w skórę oraz na skórę głowy, by wyeliminować łuszczenie, rogowacenie i przesuszanie się skóry. Osobiście nie mam żadnego z tych problemów, więc nie wypowiem się, czy to działa, ale być może jest to jakiś pomysł także dla Was jeśli zmagacie się z wrastającymi włoskami albo rogowaceniem skóry głosy czy przedramion :)

Ja bez kwasów nie wyobrażam sobie pielęgnacji cery tłustej/mieszanej i ten tonik z przyjemnością wpisuję na listę swoich ulubieńców. Mam nadzieję, że jeszcze długo będzie ta nasza przyjaźń trwała :)


Ciekawa jestem, czy znacie ten tonik :) 
Jakie inne produkty z kwasami polecacie?

23.01.2015

Masz całą wiedzę w jednym urządzeniu. Możesz obejrzeć śmieszny film o kotach, możesz zbudować elektrownię wiatrową. Co wybierasz?




Znacie takie anegdoty, które najpierw śmieszą, a przy głębszym zastanowieniu zmuszają do refleksji? Na mnie podziałała tak właśnie ta na obrazku wyżej. Bo to tak absurdalne, że aż śmieszne. I tak śmieszne, że aż absurdalne.

Ostatnio, gdy byłam w kinie z grupą znajomych, puszczony był trailer "Hiszpanki". Trailer - zmontowany z wielką pompą - wzbudził nasze zainteresowanie i... zbił ogromnego ćwieka, gdy zakończył się słowami: "Jedyne wygrane powstanie w historii Polski". Żaden z nas bowiem (ja również) nie wiedział, o jakim powstaniu mowa. Trochę wstyd, trochę niesmak. Ale jeszcze bardziej wstyd i niesmak było, gdy kilka dni później zapytałam każdą z tych osób, które były ze mną w kinie, czy wie już, o jakim powstaniu mowa. Nie wiedział nikt.

Mam takie urządzenie w kieszeni, dzięki któremu posiadam dostęp do całej wiedzy ludzkości. Używam go do oglądania śmiesznych kotów. 
A Ty...?

Piszę tego posta, bo chciałabym zachęcić Was do prostego projektu, który od dłuższego już czasu prowadzę sama w swoim życiu. Projekt nazwałam roboczo - "1 dzień - 1 hasło" i oparty jest o popularną, łatwo ładującą się nawet przy słabej transmisji danych - Wikipedię :) Jest to chyba mój autorski projekt, bo wymyśliłam go sama którejś nocy, gdy nie mogłam zasnąć i bezsensownie kręciłam się w łóżku :) Szkoda mi było czasu, w którym ani nie spałam ani nie robiłam nic pożytecznego, więc odpaliłam pierwsze lepsze hasło w Wikipedii i zaczęłam czytać. I czytam do dziś :)
Każdego dnia docierają do nas miliony informacji. Tysiące kwestii, które przyjmujemy za pewnik. Tysiące słów, których znaczenia do końca nie rozumiemy. Każdego dnia postaraj się więc wyłapać coś, co Cię zaciekawiło, co chcesz sprawdzić, zweryfikować albo w końcu zrozumieć. Wyłapuj to podczas słuchania radia, oglądania telewizji, przeglądania internetu, rozmowy ze znajomymi i biznesowego lunchu. Zapisuj w notatniku (w telefonie), żeby Ci nie umknęło. W wolnej chwili odpal Wikipedię albo po prostu Google - i... SPRAWDŹ TO.
1 hasło w 1 dzień. Na początek tyle wystarczy, bądź jednak sumienny w tym postanowieniu przez minimum 21 dni. Tyle - wg psychologów - wystarczy, by wytworzyć w człowieku nawyk. Oczywiście, z czasem najfajniej będzie, jak połkniesz bakcyla sprawdzania, pogłębiania wiedzy, doszkalania się. Wyjdź poza Wikipedię, obejrzyj tutorial i naucz się w końcu, jak uszyć spódnicę, bo przecież od dawna chciałabyś to zrobić. Albo jak naprawić cieknący kran. Jak sprawdzić porowatość włosów. Jak działa ludzki mózg. Jak zwalczyć swoją nieśmiałość. Jak zrobić najlepszy na świecie tort czekoladowy. Jak zbudować elektrownię wiatrową. Albo - naucz się języka, którego chciałeś się zawsze nauczyć. I nie mów mi, że to niemożliwe nauczyć się języka przez Internet. Mój brat w kilka miesięcy nauczył się sam podstaw japońskiego. Nauczył się przez Internet. Sky is the limit.
Warunek jest jednak jeden: Zacznij już dziś. Inaczej jutro zapomnisz, że czytałeś ten post. Jeśli nie masz pomysłu, o czym dziś przeczytać, przeczytaj o jedynym polskim wygranym powstaniu. Albo o tym, jakiej klątwy dotyczy nominowany w tym roku do Oskara polski film. A później - w nagrodę - obejrzyj śmieszny film o kotach ;) Serio, ja też lubię takie filmiki ;) Zresztą nawet mój kot je lubi;)



Po co taki projekt? Wcale nie jestem zdania, że zaśmiecisz mózg niepotrzebnymi informacjami. Jestem natomiast pewna, że wzbogacisz się o wiedzę, która sprawi, że poczujesz się pewniej w świecie, który Cię otacza. Że nie będziesz bał się zabrać głosu w dyskusji, bo będziesz wiedział o czym mówisz. Że będziesz się rozwijał. Że pobudzisz do pracy mózg, który - podobnie jak każdy mięsień - rozwija się tylko wtedy, gdy nad nim pracujesz. Że żadnego dnia nie uznasz za zmarnowanego, bo zawsze będzie to dzień, w którym czegoś się nauczyłeś. Że będziesz inspirował innych.

I tylko nie mów, proszę, nie mam na to czasu. Jeśli czytasz ten tekst, to znaczy, że właśnie masz wolną chwilę na przeglądanie blogów :D I taką wolną chwilę wykorzystać możesz również na nauczenie się czegoś każdego dnia :)


Na koniec takie dwa bonusy książkowe związane z tematem:

1) Temat zdobywania wiedzy dostępnej dziś na wyciągnięcie ręki podjęła w swojej książce "Jak stać się szczęśliwym człowiekiem" Ania Kęska z bloga aniamaluje. Polecam Was serdecznie jej książkę i jej bloga, bo oba te źródła są bardzo wartościowe i przy Ani naprawdę można się sporo rozwinąć.



2) Jedną z historii, która zrobiła na mnie w życiu największe wrażenie jest historia Wiliama Kamkwamby opisana w książce "O chłopcu, który ujarzmił wiatr". Jest to prawdziwa historia 14-letniego chłopca, który choć nie miał w kieszeni urządzenia z całą wiedzą ludzkości i filmikami o kotach, bo urodził się w biednej Republice Malawi (co wiesz o Republice Malawi?), przy pomocy wypożyczonej z biblioteki książki zbudował elektrownię wiatrową, by zapewnić prąd swojej rodzinie, której nie było stać na elektryczność.


Masz całą wiedzę w jednym urządzeniu. Możesz obejrzeć śmieszny film o kotach, możesz zbudować elektrownię wiatrową. Ty wybierasz.

14.01.2015

Rozdanie u Balsamowo - Poznaj lekkie kremy Sylveco!

Dawno nie było u mnie żadnego rozdania, więc przy okazji niedawnych zakupów, wybrałam też coś dla Was :) Mam do rozdania 2 naturalne kremy polskiej marki Sylveco: lekki rokitnikowy oraz lekki nagietkowy, będzie wiec dwóch zwycięzców. Kremy te szturmem zdobyły polską blogosferę, więc jeśli ich jeszcze nie znacie, zapraszam Was na rozdanie, w którym będziecie mogły to nadrobić :)



Zasady zabawy są bardzo proste: wystarczy być obserwatorem mojego bloga i zgłosić się do zabawy w komentarzu. Można również  zdobyć dodatkowe losy, udostępniając baner konkursowy na facebooku/blogu oraz będąc obserwatorem na FB/IG.

A oto regulamin:
1. Zabawa jest organizowana na blogu Balsamowo. Organizatorem konkursu i fundatorem nagród jest autorka bloga.
2. W zabawie nagrodzone zostaną dwie osoby. Nagrodami są: Lekki krem rokitnikowy marki Sylveco oraz Lekki krem nagietkowy marki Sylveco. Każdy zwycięzca otrzyma po 1 opakowaniu kremu.

3. Zabawa trwa od 14 stycznia do 14 lutego (włącznie, do godz: 23:59) 2015 roku.
4. Spośród wszystkich zgłoszeń, za pomocą maszyny losującej, wybrane zostaną 2 osoby, które otrzymają nagrody.
5. Wyniki rozdania zostaną opublikowane na łamach bloga w ciągu 5 dni od momentu jego zakończenia.
6. Warunki konieczne do udziału w zabawie:

  • bycie publicznym obserwatorem bloga Balsamowo,
  • wyrażenie chęci udziału w zabawie w komentarzu,
  • opcjonalnie - polubienie fanpage'a Balsamowo (KLIK) lub profilu na Instagramie Balsamowo (KLIK) +1 dodatkowy los dla każdej z tych akcji; zamieszczenie banera u siebie na blogu lub udostępnienie go na swoim profilu facebookowym wraz z linkiem kierującym do notki konkursowej +2 dodatkowe losy.
7. Nagrody wysłane zostaną w ciągu 5 dni roboczych od momentu otrzymania danych adresowych - tylko na terenie Polski!




Wzór komentarza:


Zgłaszam się i obserwuję blog jako:
(Lubię Balsamowo na FB/IG jako:
Udostępniłam post/baner: link)      <--- warunki dodatkowe


Zapraszam do zabawy i życzę powodzenia :)



11.01.2015

Nowosci kosmetyczne grudnia

W grudniu trafiło mi się całkiem sporo tych nowości kosmetycznych, choć większość z nich to jednak prezenty albo produkty testowe. Ostatnio staram się zużywać zapasy, więc nie robię większych zakupów, a w styczniu nawet dołączyłam do akcji u Balbiny Ogryzek "Miesiąc bez zakupów kosmetycznych" i póki co jeszcze się tego postanowienia trzymam :) Ale o tym będę mówić w kolejnym miesiącu, tymczasem...



Na początku grudnia od apteki internetowej i-apteka otrzymałam do testów Aktywny krem oczyszczający Alva z linii Ghassoul.



Miałam również okazję jako ambasadorka portalu EverydayMe poznać aż 4 różne 3-minutowe odżywki oraz szampon Aussie.



Kilka kosmetycznych drobiazgów znalazłam też wśród gwiazdkowych prezentów, a dokładniej: wodę toaletową Oriflame: Athena Sensual Breeze, Algi morskie z Algo, mydełko choinkowe z Oriflame, Ziaja Liście Manuka: Tonik zwężający pory oraz Wellness&Beauty: Sól do kąpieli z kwiatem wiśni i ekstraktem z róży.



Zestaw naturalnych produktów ze sklepu EcoSpa otrzymałam w prezencie od Męża:
- Naturalna gąbka morska
- Olej arganowy ze świeżych orzechów
- Marokańska glinka Ghassoul
- Hydrolat różany



Ponieważ bez pamięci zakochałam się w kolorze nr 11 z serii matowych pomadek Golden Rose Velvet Matte, skusiłam się też na kolejny kolor - tym razem nr 8. Dobrałam też do niego od razu konturówkę, bo szminki te - choć piękne - mają lekką tendencję do migracji wokół ust.



Z Rossmanna otrzymałam tradycyjnie już paczkę nowości, a w niej:
- Sally Hansen: Miracle Gel - Lakier do paznokci w kolorze 160
- Sally Hansen: Miracle Gel - Top Coat nr 100
- Bourjois: Liner Stylo - Kredka do oczu w kolorze ultra black
- Bourjois: Liner Pinceau - eyeliner w kolorze ultra black
- Tołpa: Serum wypełniające biust z efektem push-up
- Venus: Antybakteryjny żel do rąk
i dwa kosmetyki dziecięce, które trafiły do siostrzeńca ;)



Długo polowałam na pingwinki z limitki Isany, w końcu udało mi się dorwać, najpierw żel, później mydełko. Przy okazji do koszyka trafiły też dwa lakiery 60 seconds z Rimmella w kolorach 315 Ready, aim, paint! oraz 500 Caramel cupcake.



I to tyle :)  Coś Was szczególnie zaciekawiło?


8.01.2015

Doceniaj ludzi, którym się chce

Nie tak dawno, za sprawą Instragrama, odkryłam prześwietnego bloga, Onelittlesmile. Jeśli jeszcze go nie znacie, to serdecznie polecam nadrobić tę nieznajomość, ja wręcz przepadłam i przez długi czas nie mogłam odejść od komputera. Paulina, autorka jest szalenie inspirującą, twórczą i sympatyczną osobą. Tworzy piękne grafiki i projekty DYI, które można za darmo pobrać z jej bloga. Czytając jej stronę, natknęłam się na posta 25 prawd, o których zawsze warto pamiętać i jedna z tych prawd, utkwiła mi szczególnie mocno w pamięci. Na tyle mocno, że uczyniłam sobie z niej motto na 2015 rok (jakkolwiek górnolotnie to brzmi) i dzisiaj chciałabym podzielić się nią z Wami i być może sprawić, aby i Wam w najbliższym roku towarzyszyła naprawdę często. Ta prawda brzmi:


Przed laty moja znajoma z pracy miała pewnego kolegę. Często do niej dzwonił, pisał SMSy, zawsze pamiętał o urodzinach, świętach, dniu kobiet i o wszystkich innych datach, o których można pamiętać. Z czasem - nie wiem, może trochę z lenistwa, może trochę z jakiejś niechęci, która się w niej nagromadziła - przestała odbierać jego telefony, odpisywać na wiadomości z życzeniami miłego dnia, wysyłać urodzinowe życzenia. Nikt nie lubi się narzucać, więc kolega też z czasem się wycofał. Kilka lat później, był w jej życiu taki okres, że bardzo chciała, żeby ktoś do mnie zadzwonił, zapytał jak się czuje, co słychać. Ale nikt nie dzwonił.

Doceniaj ludzi, którym się chce

W Biedronce, do której zwykle chodzę, jest jedna Pani, która utkwiła mi w pamięci na tyle, że to właściwie jedyna osoba z personelu sklepu, którą kojarzę. Pani ta zawsze, ale to absolutnie zawsze, kiedy bym nie poszła do tego sklepu, jest uśmiechnięta, życzliwa i pomocna. Zawsze mówi "dzień dobry" i "do widzenia" patrząc na klienta, a nie na kasę. Zawsze zagaduje, zażartuje, coś doradzi, uśmiechnie się do dzieciaków w wózkach, życzy miłego dnia. Ta Pani nie uśmiecha się, bo musi, bo wymaga tego od niej szefostwo i wzorowa obsługa klienta, ona jest miła - i naprawdę to widać - dlatego, że jej się chce.

Podobna sytuacja miała miejsce, gdy mieszkałam kiedyś we Wrocławiu na Nadodrzu. Niedaleko mojej kamienicy był warzywniak, którego właścicielem był Pan, który zawsze pamiętał swoich klientów, żartował, pytał, co dziś gotuję, w tych kilku metrach kwadratowych tworzył naprawdę świetną atmosferę. Jak cross-sellował, to tak, że byłeś w stanie cały sklep od niego kupić. Ile to ja razy wyszłam z zupełnie niepotrzebną pietruszką albo z dodatkowym kilogramem truskawek, choć przyszłam tylko po jeden. Ile to ja razy przepłacałam niemałe pieniądze, by kupić u niego, choć za rogiem miałam market z promocjami na warzywa. Wiele razy opowiadałam o nim mężowi, któregoś razu wysłałam go tam w końcu po pora. Wrócił oczywiście z dwoma porami i kilogramem cebuli ;) i podsumował Pana słowami: "W końcu wiem, o co Ci chodzi! On jest naprawdę super".

Doceniaj ludzi, którym się chce

Moja była szefowa miała w zwyczaju - zawsze gdy zachwyciła ją ponadprzeciętna obsługa w jakimś miejscu, w sklepie, w restauracji, w kinie, nawet na stacji benzynowej - wysyłać później maila do tego miejsca dziękując i chwaląc personel. Doceniała ludzi, którym się chciało. Miała nadzieję, że kierownik także ich dzięki temu doceni. Któregoś razu - choć to nie było wcale jej zamierzeniem - ktoś docenił to, że chciało się jej. I w zamian za podzielenie się swoją opinią, dostała spory bon rabatowy na następne zakupy.

Doceniaj ludzi, którym się chce

Doceniaj zwłaszcza jeśli ktoś daje coś od siebie zupełnie za darmo, nie oczekując niczego w zamian. Czasem to niewiele: miłe słowo, życzenia powodzenia przed egzaminem. Czasem ktoś powie Ci, że ładnie wyglądasz w nowej sukience. Powie, choć nie musiał, mógł przeżuć komplement w swojej głowie i spojrzeć zamian zawistnym wzrokiem. Czasem ktoś - jak onelittlesmile wrzuci cudne karnety świąteczne, które wydrukujesz i ucieszysz oko całej rodziny. Czasem ktoś inny - jak aniamaluje - stworzy plan pracy nad sobą na cały rok i udostępni go za darmo w internecie. Podziękuj, doceń, życz miłego dnia, jeśli to treść w Internecie, na której mogą skorzystać także inni, polajkuj i podaj dalej.

Doceniaj ludzi, którym się chce

Jeśli Twój mąż codziennie rano wstaje i kupuje świeże bułki, doceń go. Mój nie kupuje ;) Choć - oczywiście - robi tysiąc innych rzeczy, za które go doceniam i kocham. Jeśli jedziesz rano do pracy, spieszysz się i znów na przejściu dla pieszych spotykasz biegacza, zamiast próbować go wyprzedzić, przepuść go na tych pasach. Doceń, że chce mu się wstać o tej 7. rano i biegać w mrozie, kiedy Ty siedzisz w ciepłej puszce.
Jeśli widzisz na fejsie, że Twoja koleżanka znów prosi o udostępnienie zdjęcia biednych kotów, bo jest zima i trzeba znaleźć im dom, by nie zamarzły pod blokiem, nie myśl: "znów ta kociara", tylko udostępnij, poślij dalej wraz z ciepłymi myślami.

Doceniaj ludzi, którym się chce - zmienić na lepsze świat, kawałek świata, swoje życie.


Z tego miejsca jeszcze na sam koniec chciałabym Wam bardzo serdecznie podziękować. Wam tutaj na blogu, Wam z fb, Wam z Instagrama, że jesteście ze mną w moim Balsamowie już tyle lat. Że chce się Wam tu zaglądać, komentować, pisać maila, klikać serduszka. Każdy Wasz komentarz, to zawsze dla mnie ogromna radość. Dziękuję. To naprawdę dużo dla mnie znaczy :) Mam nadzieję, ze to będzie dla mnie i Was naprawdę udany rok. I tego właśnie nam życzę :)

6.01.2015

Balm Balm: Oczyszczająca maseczka z hibiskusa

Dziś pora na recenzję jednego z najbardziej rozpoznawalnych produktów marki Balm Balm. Zapowiadałam Wam ją już od jakiegoś czasu, gdy pokazywałam ten kosmetyk i w mojej aktualnej pielęgnacji twarzy, i w ulubieńcach grudnia, w końcu się zmobilizowałam i oto jest :) Mowa oczywiście o maseczce, a do tego maseczce w pełni naturalnej, czyli połączeniu dwóch rzeczy, które uwielbiam. Od dawna chciałam ją wypróbować i w końcu się skusiłam :)
Przyznaję, że ostatnio trochę się rozleniwiłam jeśli chodzi o maski do twarzy. Nie za bardzo chciało mi się bawić w rozrabianie, mieszanie, kombinowanie, więc glinkowe maski poszły na jakiś czas w odstawkę, a ja chętniej sięgałam po gotowe już maseczki. Maska z Balm Balm na nowo zachęciła mnie do takiej formy masek, bo zdecydowanie jest warta tej zabawy w rozrabianie ;)


Balm Balm: Oczyszczająca maseczka z hibiskusa

Balm Balm: Oczyszczająca maseczka z hibiskusa


Maseczka ma postać proszku umieszczonego w plastikowym, zakręcanym słoiczku, charakterystycznym dla kremów. Opakowanie jest proste, minimalistyczne, ale praktyczne. Odmierzamy porcję i szczelnie zakręcamy, bez obaw, że pozostała zawartość zwietrzeje z czasem. W opakowaniu znajdziemy 40 g proszku. Nie jest to wcale mało zważywszy na to, że rozrabiamy ją z wodą i w ten sposób zwiększa się objętość właściwego produktu. Dodatkowo dzięki temu, że kosmetyk ma formę proszku, a nie gotowego już produktu, zwiększa się jego trwałość i przydatność do użycia. Producent nie musiał również szprycować swojego kosmetyku niepotrzebnymi konserwantami. Trwałość maseczki po otwarciu to aż 24 m-ce, naprawdę sporo, bo większość znanych mi masek muszę zużyć w przeciągu 6-9 m-cy od otwarcia.

Maseczka to właściwie zaledwie trzy składniki - puder ryżowy z brązowego ryżu, puder z kwiatów hibiskusa oraz olejek eteryczny z geranium, z dodatkiem kompozycji zapachowych. Aż dziw, że taka mała ilość składników daje taką torpedę :)

Skład: Oryza Sativa (Rice) Powder, Hibiscus Sabdariffa Flower Powder, Pelagonium Graveolens Flower Oil, Citral, Geraniol, Linalool, Citronellol, Limonene
Składniki są w 100% naturalne i w 100% pochodzą z upraw ekologicznych. Maska posiada certyfikat Soil Association (certyfikat rolnictwa ekologicznego Wielkiej Brytanii).

Balm Balm: Oczyszczająca maseczka z hibiskusa


Jak już wspomniałam, maseczka ma postać białego, pachnącego kwiatowo  proszku, który mieszamy z wodą. Po zmieszaniu z wodą dzieją się cuda i maseczka z białego zmienia kolor na cudnie różowy :) Ja na łyżeczkę proszku daję mniej więcej łyżkę wody i w ten sposób uzyskuję najlepszą konsystencję. Z takiej ilości otrzymujemy porcję wystarczającą na całą twarz. Po rozrobieniu maseczka przypomina średnio gęstą, niejednorodną, różową papkę z drobinkami płatków hibiskusa. 
Nakładamy na twarz i trzymamy ok. 10 min. Kiedy czujemy, że maseczka zaczyna zasychać, zwilżamy ją odrobiną wody i masujemy delikatnie (!) skórę, dzięki czemu dodatkowo ją wypeelingujemy. Jeśli mamy naczynkową cerę, etap masowania można pominąć.
Spłukujemy wodą i możemy cieszyć się efektami.

Balm Balm: Oczyszczająca maseczka z hibiskusa
Balm Balm: Oczyszczająca maseczka z hibiskusa


A efekty zdecydowanie zasługują na uwagę :) Skóra jest cudownie wygładzona, delikatnie złuszczona, oczyszczona i mięciutka. Pory są delikatnie zwężone, a ewentualne niespodzianki podsuszone i ukojone. Cera nie jest przy tym ściągnięta, a ewentualne zaczerwienienie zależy od intensywności peelingu, jaki wykonaliśmy. Świetne w tym produkcie jest zwłaszcza to, że szybko i prosto możemy osiągnąć podwójny efekt - peelingu i maski. To również bardzo fajna alternatywa dla osób, którym znudziły się już glinkowe czy algowe maseczki i poszukują czegoś równie dobrze oczyszczającego.

Tak jak wspomniałam, maseczka ma pojemność 40 g, kosztuje ok. 40 zł i można ją kupić np. w sklepie Matique. Warto też na stronie sklepu zobaczyć, ile pozytywnych opinii ma ta maska :) Jeśli i Wy lubicie takie uniwersalne, naturalne kosmetyki, z pewnością ta maska podbije również Wasze serca.

Balm Balm: Oczyszczająca maseczka z hibiskusa

Ciekawa jestem, czy znacie tę maskę? A może inne produkty marki Balm Balm możecie polecić?

5.01.2015

Ulubieńcy roku 2014

O dziwo, ulubieńców minionego roku nie mam wcale aż tak wielu. Chciałam zebrać 14 pozycji, bo to rok 2014, ale ostatecznie zrezygnowałam. Nie chciałam doszukiwać się na siłę. Chciałam, żeby były to kosmetyki, które naprawdę towarzyszyły mi przez większość roku 2014 i zachwyciły na tyle, że z przyjemnością sięgnę po nie ponownie.



W dalszym ciągu wśród moich ulubieńców utrzymuje się ogromna część ulubieńców z 2013 r. Róże z Annabelle Minerals, tint z Bell, piaski z Wibo, drewniany grzebień z The Body Shop, kamuflaż w kremie z Catrice, cynamonowa pomadka z Sylveco, Color Tattoo z Maybelline czy perfumy Bijan Black towarzyszyły mi często również i w 2014 r., a po pozostałych ulubieńców z zeszłego roku na pewno również jeszcze sięgnę, jak tylko zużyję obecne zapasy.
Tymczasem w 2014 r. odkryłam i szczególnie mocno pokochałam następujące perełki:


1) Bania Agafii: Maseczki: dziegciowa, oczyszczająca niebieska, odświeżająca


Jak być może już wiecie, jestem fanką maseczek i w ciągu roku używam ich naprawdę wiele. Te stały się niekwestionowanymi liderami i nie wyobrażam sobie już bez nich mojej pielęgnacji. Świetne, naturalne składy, rewelacyjne działanie, miłe dla nowa zapachy i praktyczne opakowania w formie zakręcanych saszetek. Więcej pisałam o nich TUTAJ.


2) Bania Agafii: Biała glinka do mycia włosów i ciała


Kolejny saszetkowy kosmetyk, który skradł moje serce. Glinka do mycia jest na tyle praktyczna, że możemy umyć się nią dosłownie od stóp do głów. Ja szczególnie lubię nią myć twarz, bo ma bardzo dobre działanie na moją cerę, ale doceniam ogromnie jej uniwersalność w każdej podróży, gdy zamiast 3 butelek, biorę ze sobą tylko jedną małą, 100 ml saszetkę. Jeśli jeszcze nie czytałyście pełnej recenzji, zapraszam - KLIK.


3) Biochemia Urody: Tonik z kwasami AHA/BHA 10%


Produkt, który w dużej mierze rozprawił się z moimi zaskórnikami zamkniętymi, na które nic nie działało. Oprócz tego doczyścił i wyregulował moją skórę na tyle, że coraz częściej zdarza mi się wychodzić z domu bez podkładu i korektora, co długo było wręcz nie do pomyślenia. To kolejny produkt BU, który skradł moje serce. Mam nadzieję, że znajdę w nowym roku chwilę, by napisać Wam o nim coś wiecej.


4) Ziaja Liście Manuka: Krem mikrozłuszczający na noc


Nigdy nie sądziłam, że polubię krem Ziaji, ale stało się i tak :) Krem z dodatkiem kwasu migdałowego świetnie koi moją skórę nocą, sprawia, że rano budzę się z świeżą, czystą, delikatną i ładną cerą. Wpływa na rzadsze powstawanie wyprysków i regularnie stosowany naprawdę poprawia stan skory. Również mam nadzieję, że i o nim uda mi się napisać Wam coś więcej.

5) Annabelle Minerals: Cień mineralny Vanilla


Podstawa praktycznie każdego mojego makijażu obecnie. Świetny kolor bazowy, dobrze kryjący, napigmentowany, z delikatnym połyskiem, trwały i niesamowicie wydajny. Bardzo się cieszę, że Annabelle Minerals wprowadziło do swojej oferty cienie i mam nadzieję, że w tym roku uda mi się poznać także kilka innych odcieni. Pełną recenzję tego ślicznego nudziaka znajdzicie TUTAJ.
 

6) Etre Belle: Tusz Lash-x-press & Hyaluronic


Rzadko kiedy tusz do rzęs robi na mnie takie wrażenie jak ten. Wystarczy jednak zerknąć do posta z pełną recenzją - KLIK - by przekonać się dlaczego tak go polubiłam. Szybko potrafi wyczarować na moich kikutach prawdziwy wachlarz rzęs, a do tego jest trwały i nie kruszy się i nie osypuje.


7) Alverde: Poczwórne cienie do powiek


Pierwsze naturalne cienie w mojej kolekcji, które przekonały mnie do tego, że naturalna kolorówka wcale nie musi ustępować miejsca tej tradycyjnej. Za ok. 16 zł dostajemy świetną paletkę brązów, które sprawdzą się zarówno na dzień, jak i na wieczór. Zdecydowanie najmocniej eksploatowana paletka w tym roku, must have na każdym moim wyjeździe. Po więcej szczegółów zapraszam do recenzji - KLIK.


8) Kolorowka.com: Perłowe pigmenty mineralne



Poznałam w zeszłym roku 4 kolory - Whisper of Angels, Apricot, Oriental Beige oraz Pale Tan i z pewnością będę chciała kontynuować poznawanie kolejnych. Uwielbiam ich za cudowną trójwymiarowość, niejednoznaczność i trwałość. Pełny ich opis oraz zdjęcia znajdziecie TUTAJ


9) Primer DYI z półproduktów z Kolorowka.com


Dzięki Italianie przestałam bać się silikonów w produktach do twarzy i ukręciłam sobie całkiem silikonowy primer pod podkład, który stosuję, gdy zależy mi na tym, by moja cera wyglądała mocno nieskazitelnie ;) Działa trochę jak photoshop w proszku, fajnie zmiękcza rysy twarzy, wygładza, odbija światło, dzięki czemu niedoskonałości i nierówności nie rzucają się w oczy. No i oczywiście, poprawia trwałość podkładu - zarówno mineralnego, jak i zwykłego. Na pewno jeszcze Wam o nim napiszę :)


A co znalazło się wśród Waszych zeszłorocznych ulubieńców?

2.01.2015

Kosmetyczni ulubiency grudnia

Nim zbiorę do kupy ulubieńców z całego roku i wybiorę najlepszych, pora podsumować jeszcze grudzień i królujące w minionym miesiącu kosmetyki. To zaczynamy! :)



Balm Balm: Oczyszczająca maseczka hibiskusowa 


Przyznaję, że trochę się rozleniwiłam w ostatnim czasie i odzwyczaiłam się już od maseczek w proszku i samodzielnego ich rozrabiania, ale hibiskusowa maseczka od Balm Balm zdecydowanie jest tego warta. Ma śliczny różowy kolor, ładnie pachnie, a w swoim działaniu łączy skuteczny peeling z oczyszczającą maską. W 100% naturalna, świetna alternatywa dla glinkowych masek. Pełna recenzja już na dniach.


Dove: Szampon do włosów Nourishing Oild Care


Rzadko mi się zdarza sięgać po produkty Dove, po ten szampon też raczej bym nie sięgnęła sama. Dostałam go od Rossmanna w paczce z nowościami i... pokochałam od pierwszego użycia. Nigdy jeszcze nie spotkałam szamponu, który robiłby dla włosów coś więcej niż tylko je mył. Tymczasem ten myjąc, działa lepiej niż niejedna odżywka. Włosy po myciu są miękkie, lekkie, błyszczące, wygładzone i fajnie się układają.Nawet gdy nie użyję po nim odżywki moje włosy są w świetnej formie i bez problemu jestem (byłam*) je w stanie rozczesać.
*W połowie grudnia rozjaśniłam włosy i teraz są one na tyle suche i podniszczone, że bez odżywki ani rusz, niemniej wcześniej właśnie jak miałam do wyboru umyć włosy Dove i nie dawać żadnej odżywki albo umyć innym szamponem i nałożyć odżywkę, wolałam dużo bardziej pierwszą opcję. Teraz również po ten szampon sięgam najczęściej, choć już bez odżywki się nie obejdzie, bo włosy są po prostu zbyt suche.
Nie wiem, czy Dove zmieniało coś w składzie, bo na wizażu szampon ten ma zupełnie inny skład niż na moim opakowaniu. U mnie są wysoko w składzie aż 3 wartościowe dla włosów oleje! Serdecznie polecam ten szampon, ale sprawdźcie, czy na pewno ma taki skład, jak na mojej butli.


Golden Rose: Matowe pomadki Velvett Matte



Od dawna przyglądałam im się w Internecie, ale dopiero moja tegoroczna Mikołajka (KLIK) sprawiła, że pierwszy raz je wypróbowałam. I jeszcze raz serdecznie dziękuję, Ewelina, bo pokochałam te pomadki miłością absolutną :) Od Eweliny otrzymałam kolor 11, niedawno dokupiłam kolor nr 8 i zapewne na nich nie poprzestanę. Rewelacyjna pigmentacja, świetne, żywe kolory, matowe, bez drobinek. Jeśli chodzi o wysuszanie ust, nie ma tragedii. Maty od Rimmela czy Manhattana wysuszają moje usta w duuuużo większym stopniu. Pomadki te nie są jednak wolne od wad i czasami zdarza im się migracja poza kontur... Dobra konturówka jednak załatwia tę sprawę ;)


Evree: Max Repair Regenerujący krem do rąk


Pisałam Wam o nim TUTAJ. I wciąż podtrzymuję wszystkie pochlebne słowa z tamtego posta. Krem świetnie odżywia i regeneruje skórę dłoni, dobrze się wchłania, rewelacyjnie zabezpiecza. Mój hit na zimę, a być może także na kolejne miesiące.


Isana: Mydło i żel pod prysznic z limitowanej edycji z pingwinkiem


Chyba dawno żaden produkt nie zdobył takim szturmem blogów i instagrama ;) Chociaż sama dużo bardziej od ładnego opakowania cenię sobie dobrą zawartość i nie lubię generalnie owczego pędu, nie byłam w stanie się im oprzeć! Są przesłodkie, wprowadzają świetnie zimowy nastrój do domu i tyle razy, ile wchodzę do łazienki, od razu się do nich uśmiecham ;) I nie ukrywam, że ten produkt trafia do ulubieńców przede wszystkim za sprawą pomysłowego opakowania. Sam żel i mydło są całkiem w porządku, mają całkiem miły zapach i dobrze oczyszczają skórę. Żadnych szczególnych właściwości co prawda nie mają, no ale same rozumiecie - od czasu do czasu każdemu zdarza się kupować oczami ;)


Znacie któreś z tych kosmetyków? Co polubiłyście najbardziej w grudniu?

1.01.2015

Kosmetyczne plany i wish-lista na 2015 rok :)

Dzień dobry!

Witam Was Kochani w Nowym Roku i życzę Wam, by był on jak najlepszy i obfitował w same szczęśliwe momenty :)
Dziś kolejny post - trochę dla Was, ku inspiracji, a trochę dla mnie, ku pamięci i dyscyplinie. Dziś będę planować kosmetycznie nowy rok 2015 :) 


Moje kosmetyczne plany na 2015 rok:

  • pozostać przy naturalnej pielęgnacji twarzy i nie zmieniać zbyt wiele w tej obecnej - KLIK,
  • skupić się na wyrównaniu kolorytu skóry,
  • znaleźć w końcu ulubiony krem pod oczy,
  • doprowadzić włosy po ostatnim rozjaśnianiu do normalnego stanu,
  • po skończeniu podkładu z Kolorówki wypróbować inne firmy produkujące podkłady mineralne np. LilyLolo albo Pixie,
  • zaopatrzyć się w kolejnych kilka cieni mineralnych z Annabelle Minerals i/albo pigmentów mineralnych z Kolorówki (cienie Annabelle Minerals - KLIK, pigmenty z Kolorówki - KLIK)
  • zużyć zapasy kosmetyczne, głównie balsamy do ciała i odżywki do włosów (stan na 1.01.2015 - 33 balsamy, masła, olejki oraz 11 odżywek :|||). Ja wiem, że mój blog nazywa się Balsamowo, ale ponad 30 balsamów na stanie to zdecydowanie przesada ;)

W związku z chęcią zużycia zapasów, chciałabym też w miarę kontrolować moje zakupy kosmetyczne i skupić się przede wszystkim na rzeczach z poniższej wish-listy:


Kosmetyczna wish-lista na 2015 rok:


1) Alva Rhassoul, Aktywny krem myjący do twarzy


2) Lush, Pasta do mycia twarzy



3) Organix Cosmetix, Serum liftigujące pod oczy
4) Bania Agafii, Maseczka odmładzająca na mleku łosia



5) Bania Agafii: Mydło cedrowe do ciała i włosów

6) Natura Siberica: Północne mydło detox do głębokiego oczyszczania twarzy
7) Diaderma: Olejek marchewkowy



I to tyle :) Jak widzicie, wielkich zachciewanek nie mam. Oby tylko udało mi się tego trzymać :)


A jakie są Wasze plany i chciej-listy na 2015 rok? :)