6.06.2015

Sunny - nowe odcienie podkładu mineralnego Annabelle Minerals

Witam Was serdecznie!

Wiele razy pisałam już na blogu czy Instagramie peany pochwalne na cześć Annabelle Minerals. Nic na to nie poradzę, że markę tę uwielbiam od pierwszego użycia i polecam ją wszystkim, jeśli tylko mam okazję. Pisałam Wam o podkładzie, różach czy cieniach do powiek. Każdą nowość AM witam z ogromną radością - tak też było i tym razem, gdy Annabelle postanowiło wypuścić nowe odcienie swoich podkładów.

Annabelle Minerals Sunny swatche odcienie





Nowa gama odcieni nazywa się Sunny i występuje we wszystkich 3 formułach typowych dla AM - matującej, kryjącej i rozświetlającej. Z założenia ma być świetnym rozwiązaniem dla tych dziewczyn, które z utęsknieniem szukają w podkładach żółtych, ciepłych, słonecznych tonów. Annabelle ma już coś dla tych różowych (beige), dla oliwkowych (golden), dla neutralnych (natural), teraz więc pora na żółtków ;) No i bladziochów, bowiem jeden z odcieni Sunny to w ogóle najjaśniejszy odcień, jaki w swojej ofercie ma AM i na pewno jeden z najjaśniejszych na rynku.
Mam dziś dla Was małą prezentację tych słonecznych odcieni, trochę swatchy i trochę moich spostrzeżeń. Zapraszam :)

Annabelle Minerals Sunny swatche odcienie


Na serię Sunny składają się 4 odcienie: Sunny Cream, Sunny Fairest, Sunny Fair oraz Sunny Light.
Producent zdecydował się nazwać swoją serię Sunny pewnie z tego względu, że spośród wszystkich odcieni to ona właśnie zawiera najwięcej żółtych tonów. Jest nawet bardziej żółta niż seria Golden, choć różnica pomiędzy kolorami fair i fairest Sunny i Golden nie jest aż tak duża.
Mnie osobiście seria Sunny trochę kojarzy się z kością słoniową, barwami ecru czy ivory.

Annabelle Minerals Sunny swatche odcienie


Różnica między najjaśniejszym a najciemniejszym odcieniem z tej serii jest naprawdę spora. Sunny Cream jest bowiem odcieniem niesamowicie jasnym i stworzonym z myślą o wyjątkowo jasnych karnacjach. Dziewczyny, które szukają super-jasnego podkładu powinny z pewnością wypróbować Sunny Cream Annabelle Minerals, zwłaszcza jeśli ich skóra pozbawiona jest różowych tonów.

Annabelle Minerals Sunny swatche odcienie

Sunny fairest oraz sunny fair to odcienie, które ja osobiście polubiłam najbardziej. Różnica pomiędzy nimi nie jest duża, fairest jest minimalnie jaśniejszy od fair. Dają bardzo ładne, ciepłe wykończenie skórze, nabiera ona zdrowego, słonecznego kolorytu.


Annabelle Minerals Sunny swatche odcienie

Annabelle Minerals Sunny swatche odcienie


Sunny light czyli najciemniejsze "słoneczko" Annabelle na pewno ucieszy opalone dziewczyny lub te o ciemniejszej karnacji. Nie jest to jednak odcień ciemny i jestem ciekawa, czy Annabelle zdecyduje się powiększyć serię Sunny o odcień dark. Sunny light to mój typ na lato, pięknie wygląda na skórze muśniętej słońcem!

Annabelle Minerals Sunny swatche odcienie


Myślę, że takich odcieni, jakie znajdziemy w Sunny Annabelle Minerals brakowało na rynku podkładów, a już na pewno na rynku podkładów mineralnych. Ja - jako posiadaczka cery naczynkowej - nie lubię podkładów, które podkreślają różowe tony w mojej karnacji. Odcienie takie jak Sunny czy Golden Annabelle Minerls pozwalają mi ocieplić skórę i zneutralizować jej różowawy kolor.

Annabelle Minerals Sunny swatche odcienie

No i swatche Sunny Annabelle Minerals na skórze:

Annabelle Minerals Sunny swatche odcienie

Tutaj dołożyłam dwa Goldeny dla porównania. Chciałam Wam także pokazać, jak naprawdę jasny jest kolor Sunny Cream i obok niego prezentuję najjaśniejsze podkłady, jakie posiadam:
1. Rimmel Stay Matte 100 Ivory
2. Eveline Cover Sensation 101 Ivory
3. Bell CC Cream 01 Porcelain
4. Dermacol Make Up Cover 210

Annabelle Minerals Sunny swatche odcienie

Poniżej możecie zobaczyć Sunny fairest na mojej skórze - po lewej goła skóra, w środku z samym kryjącym Sunny fairest, po prawej  - w nieco innym świetle - dołożyłam pomadkę, bronzer i tusz. Poziom krycia ze zdjęć raczej mówi sam za siebie. Próbowałam znaleźć minerały, które dorównują Annabelle Minerals pod względem krycia właśnie, ale bezskutecznie.


Jak skończę moje pudełko Golden Fairest skuszę się tym razem na Sunny Fairest lub Fair. Idzie lato, więc skórze przyda się trochę słońca :)))

Zachęcam serdecznie do wypróbowania Sunny - na stronie Annabelle Minerals dostępne są próbki wszystkich odcieni, warto zacząć od tego swoją przygodę z nimi. Tylko ostrzegam - AM uzależna ;)))

22.03.2015

Wzór do naśladowania

Hej dziewczyny!

Mało mam ostatnio czasu na bloga, nad czym bardzo ubolewam, ale absolutnie Was nie zostawiam. Mam nadzieję, że niedługo już będę mogła pisać częściej. Dziś jednak sprawa, która nie cierpi zwłoki i którą czuję się zobligowana z Wami, jak najszybciej podzielić :)


Nie zawsze miałam piątki w szkole i nie zawsze wzorowe zachowanie. Nie zawsze mam porządek w domu i nie zawsze przechodzę tylko na zielonym świetle. Czasem zdarza mi się spóźnić do pracy, czasem puszczają mi nerwy i głośno krzyczę.
Zdecydowanie żaden ze mnie wzór do naśladowania :) Dziś jednak ktoś chciał, bym na chwilę dla Was się nim stała, albo przynajmniej taki wzór Wam przekazała :)

Kilka dni temu otrzymałam tajemniczą przesyłkę za sprawą  Klubu Miłośniczek Pięknych Paznokci .
Przesyłka zawierała 6 nowych pastelowych lakierów Sally Hansen i pewien wzór. Wzór do naśladowania :)




Wzór do naśladowania to akcja, która wspomóc ma fundację DKMS Polska. DKMS pomaga osobom chorym na białaczkę. Pomaga przede wszystkim poprzez tworzenie bazy potencjalnych dawców szpiku i komórek macierzystych, tak by każdy chory mógł odnaleźć swojego "bliźniaka genetycznego" i móc skorzystać z przeszczepu ratującego życie.



Wspomóc fundację postanowiła firma COTY, czyli producent lakierów do paznokci takich marek jak: Rimmel, Sally Hansen, Astor, Miss Sporty, Manhattan. To one biorą główny udział w akcji Wzór do naśladowania.

Zapraszam Was serdecznie na stronę akcji Wzór do naśladowania i stronę Fundacji DKMS
http://www.wzordonasladowania.pl/
http://www.dkms.pl/pl

Mnie najbardziej uderzyły słowa, że co godzinę w Polsce 1 osoba dowiaduje się, że ma białaczkę. Co godzinę. To okropna statystyka, tak samo, jak okropna musi być taka wiadomość dla chorego.

Zajrzyjcie, proszę, poczytajcie jak działa DKMS i pomóżcie, serdecznie Was do tego namawiam :)




Pomóc można na kilka sposobów.

1) Zostać dawcą, do czego najbardziej i najgoręcej zachęcam. Ja także się zgłosiłam jako potencjalny dawca :) Na stronie DKMS dowiecie się wszystkiego, co Was nurtuje w tym temacie. Sam proces rejestracji jest bardzo prosty - nie trzeba poddawać się jakimś wymyślnym badaniom, wystarczy zrobić wymaz śliny przy pomocy zestawu, który otrzymamy od fundacji, a następnie po prostu go odesłać. Całość takiego badania opłaca fundacja. To nic nas nie kosztuje, a możemy pomóc!

2) Przekazać darowiznę na rzecz DKMS, choćby 1% z Twojego podatku.

3) Puścić w świat informację o akcji - dodać zdjęcie paznokci z "wzorem do naśladowania" czyli po prostu & - chodzi o to, by akcją zainteresować jak najwięcej osób! Być może ktoś dzięki Tobie zostanie dawcą, a być może ktoś podda się badaniom i uda się wykryć raka we wczesnym stadium choroby.

4) Kupić lakier marek: Rimmel, Astor, Sally Hansen, Miss Sporty lub Manhattan - 1% ze sprzedaży tych lakierów trafi na konto fundacji DKMS.

To takie proste stać się wzorem do naśladowania dla innych!



Nieco trudniej ten wzór namalować... przynajmniej dla mnie! ;-) Męczyłam się, męczyłam, ale na moich krótkich obecnie paznokciach wychodziły same koślawce. W końcu poddałam się i wzór namalowałam eyelinerem, bo nim się łatwiej operowało niż pędzelkiem ;)

Same lakiery z nowej edycji Sally Hansen mają przecudne pastelowe kolory, w sam raz na wiosnę i lato! Dają świetne krycie przy dwóch warstwach, co nie zawsze jest takie oczywiste przy pastelach. Kiedyś, jak zapuszczę paznokcie, pokażę Wam je w pełnej krasie. Dziś chciałam tylko na szybko namalować wzór. Wzór do naśladowania :)


25.02.2015

Przesyłka z Born Pretty Store

Znacie Born Pretty Store? Jest to chiński sklep z darmową wysyłką międzynarodową, który w swojej ofercie ma produkty do makijażu, biżuterię, różne akcesoria do domu, no i przede wszystkim, coś z czego najbardziej słynie - przeróżne akcesoria do zdobienia paznokci. Ich płytki do stemplowania znane są chyba wszystkim lakieroholiczkom, ale gadżetów do paznokci mają w swojej ofercie napraaawdę sporo :)
Born Pretty Store proponowało mi współpracę już dawno temu, bardzo długo odmawiałam, w końcu przejrzałam ich stronę, znalazłam kilka ciekawych rzeczy i się zgodziłam. Na paczkę czekałam ok. 3 tyg, w końcu przyszła... z zawartością inną niż zamawiałam ;) No ok, zdarza się - zgłosiłam, przeprosili, obiecali wysłać tym razem właściwą, a ja wzbogaciłam się o całkiem fajne kolczyki ;) Za drugim razem czekałam już dłużej, bo ok. 5 tygodni, nie wiem jednak, na ile to wina samego sklepu, na ile poczty. W każdym razie - przesyłka przyszła cała i dobrze zapakowana.

Zamówiłam 3 rzeczy.



Pierwsza to szminka o jakże słodkiej nazwie - Bubu Professional ;)))


Spodobał mi się bardzo kolor, bo już od dawna chodził za mną taki ostry, wręcz neonowy róż (wybrałam odcień nr 5). Sama szminka opakowana jest w metalowe, solidne opakowanie. Ma gładką, dość "mokrą" konsystencję, która dobrze sunie po ustach. Podoba mi się bardzo, że kolor można stopniować - jedna warstwa daje bardzo leciutki, delikatny kolor na ustach, dołożenie drugiej warstwy sprawia, że kolor nabiera na intensywności i jej "neonowość" się wyostrza. Pozostawia delikatnie mokre wykończenie. Szminka jest przy tym naprawdę trwała - spokojnie wytrzymuje kilka godzin bez poprawek. Nie wysusza ust, nie ma smaku ani aromatu. Niestety, trzeba mieć do niej naprawdę dobrze zadbane usta, inaczej zbiera się w zagłębieniach i podkreśla skórki.... Kosztuje 2,99$ i dostępna jest w kilkunastu fajnych, równie intensywnych kolorach.






Drugi produkt to zestaw dwóch eyelinerów w żelu.


Eyelinery są sygnowane przez markę o nazwie... Music Flower :D :D  Gdy już się pośmialiśmy z nazwy, pora przejść do konkretów - w kartoniku otrzymujemy dwa eyelinery w plastikowych słoiczkach - brązowy i czarny oraz dwa krótkie pędzelki - skośny i mini-języczek. Pędzelki raczej słabo przydadzą się do malowania - mi o wiele lepiej malowało się kreskę moimi pędzlami niż nimi.
Przede wszystkim muszę przyznać, że eyelinery są miękkie, kremowe i bardzo łatwo namalować nimi kreskę bez niepotrzebnego szarpania powieki. Pigment też bardzo przyzwoity. Problem zaczyna się jednak dopiero wtedy, gdy chcemy coś poprawić i przejedziemy pędzlem po już namalowanej kresce - robią się wówczas prześwity. Trwałość przeciętna - jeśli nie pocieramy oczu raczej wytrwa od rana do wieczora, gorzej jeśli - tak jak ja - często majstrujecie przy oczach albo macie problem z łzawieniem w kącikach, wówczas dość łatwo o rozmazanie linerów. Mam wrażenie, że to bardziej eyelinery w kremie niż żelu i dlatego ich konsystencja jest tak "niestabilna". Gdyby nie rozmazywały się tak mocno, myślę, że mogłabym je polubić. Duet linerów kosztuje 5,70$.









Ostatnia rzecz to skośny pędzel do makijażu typu flat-top.


Z niego jestem najbardziej zadowolona i z czystym sumieniem polecam. Jest solidnie wykonany, włoski nie wypadają, a skuwka nie rozszczelnia się mimo częstego prania. Świetnie sprawdza się u mnie do nakładania podkładu mineralnego metodą stemplowania. Lubię też nim rozcierać granice bronzera i różu - jest do tego idealny! Jest gęsty, zbity, a przy tym miękki i przyjemny dla skóry. Nie szarpie, nie drapie, nie ciągnie. Odkąd go mam bardzo rzadko sięgam po inne pędzle do podkładu. Pędzel kosztuje 6,28$.




Na koniec mam dla Was kupon zniżkowy - 10% na zakupy w BPS. Wystarczy wpisać kod WMG10 przy podsumowaniu zamówienia. Kupon łączy się z darmową wysyłką.

http://www.bornprettystore.com/nail-c-268.html


Znacie Born Pretty Shop? Coś polecacie?

21.02.2015

Ziaja Liście manuka: Krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc

Seria Ziaja Liście Manuka szturmem podbiła polskie blogi i chyba już dawno żadna seria nie była aż tak pożądana jak ta. Nic dziwnego - rodzima marka, niewygórowane ceny, obietnica dogłębnego oczyszczenia skóry, a do tego ekstrakt z liści cudownego drzewa manuka...
Postanowiłam skusić się i ja, choć właściwie od początku wiedziałam, że cała seria na pewno nie jest dla mnie. Z miejsca zdyskwalifikowałam żele do mycia twarzy i pastę do głębokiego oczyszczania ze względu na obecność SLS w składzie (dlaczego nie myję twarzy SLS?). Po krótkiej analizie składu wiedziałam też, że nie sięgnę po krem nawilżający na dzień, bo skład cudów nie zapowiadał, a tytułowy ekstrakt z liści manuka odnalazłam bardzo daleko w drugiej połowie składu. Za reduktorami punktowymi na pryszcze nie przepadam i też nie zdarzają mi się wypryski dziś na tyle często, bym potrzebowała go jakoś szczególnie mocno. Został więc tylko Krem mikrozłuszczający na noc i tonik zwężający pory. Krem poszedł na pierwszy ogień, tonik jeszcze tkwi w szafce z zapasami czekając na swoją kolej. W przypadku kremu mogę śmiało przyznać, że intuicja mnie nie zawiodła - po niego zdecydowanie warto sięgnąć, nawet jeśli nie przepadacie za Ziają!

Ziaja Liście manuka: Krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc


Krem opakowany jest w zakręcaną tubkę z miękkiego plastiku, co jest i dość higieniczne, i wygodne w użyciu. Estetyka opakowania dość minimalistyczna, jak to u Ziaji, ale myślę, że całkiem przyjemna w odbiorze.
Krem nie do końca jest kremem, bo tak naprawdę to gęsty żel o niebieskawym zabarwieniu i świeżym, charakterystycznym dla olejku herbacianego zapachu. Świetnie się rozsmarowuje, szybko wchłania i nie zostawia lepkiej warstwy na skórze. Nie zostawia też żadnej nawilżającej warstwy, więc jeśli posiadacie dosyć suchą skórę, lepiej równocześnie w parze z nim stosować coś dobrze nawilżającego. Mnie nie przesuszył, ale moja skóra jest baaardzo odporna na przesuszenia, więc ostrzegam jakby co :) Nie odczuwam żadnego ściągnięcia ani pieczenia po aplikacji.

Producent deklaruje obecność w składzie 3% kwasu migdałowego i mamy go na 4 miejscu, mniej więcej w połowie składu  znajdziemy panthenol, glukonian cynku i ekstrakt z liści manuka.

Skład: Aqua (Water), Isohexadecane, Cyclopentasiloxane, Propylene Glycol, Mandelic Acid, Glyceryl Stearate, PEG - 100 Stearate, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Cetyl Alcohol, Panthenol, Zinc Gluconate, Leptospermum Scoparium Leaf Extract, Xanthan Gum, Diazolidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Citral, Eugenol, Triethanolamine.

Ziaja Liście manuka: Krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc


Ziaja Liście manuka: Krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc

A teraz najważniejsze czyli działanie. Krem nie wywołał u mnie łuszczenia, ale mimo to mam wrażenie, że bardzo delikatnie złuszczył stary naskórek, bo z każdym kolejnym użyciem moja cera robi się coraz bardziej promienna i oczyszczona. Nakładając go na noc, rano budzę się z bardzo świeżą, delikatną skórą, rozjaśnioną i czystą. Mam wrażenie, że jest ona taka niesamowicie odświeżona. Krem wpływa również na stany zapalne - wszelkie wypryski goją się szybciej, a nowych pojawia się zdecydowanie mniej. 
Dodatkowo cieszy mnie fakt, że krem nie przyczynił się do zapchania mojej skóry, a przyznaję, że mam cerę mocno podatną na zatykanie i z reguły wolę unikać kremów z silikonem, wiecie, żeby na zimne dmuchać. Na szczęście silikony wcale nie są takie straszne, a cyclopentasiloxane jest dość mocno lotny ;)

Ziaja Liście manuka: Krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc


Zdecydowanie jest to krem wart wypróbowania. Tym bardziej, że kosztuje ok. 10 zł za 50 ml. Dostępny jest w sklepach firmowych Ziaji, Rossmanach, aptekach i wielu supermarketach. Ja na pewno jeszcze nie raz po niego sięgnę.
Jeśli jeszcze nie próbowaliście nic z tej serii i nie wiecie na co się skusić, to szczerze polecam ten krem właśnie :)


Ziaja Liście manuka: Krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc




A może znacie już serię Liście Manuka? Jak sie u Was sprawdziła? Co wypróbowałyście?

17.02.2015

TAG: Moje pierwsze kosmetyki

Dipimedia na swoim blogu zapoczątkowała niedawno TAG, który bardzo mi się spodobał. Fajnie jest wrócić do lat, kiedy stawiało się pierwsze kroki w makijażu i pielęgnacji, nawet jeśli były bardzo nieudolne i na oślep ;) Musiałam mocno wytężać swoje zwoje mózgowe, by przypomnieć sobie moje pierwsze kosmetyki, wiele z nich poumykało mi z głowy, niestety, bezpowrotnie. Pamiętam, że mój pierwszy makijaż zaczął się w gimnazjum i była to zwykła czarna kreska na linii wodnej. Dopiero w liceum dołączyłam podkład, puder, cienie i maskarę. Z kolei na studiach odkryłam kolejne cudeńka - róż, korektor, szminki, błyszczyki :) Dziś dziewczyny w gimnazjum mają lepsze i bogatsze wyposażenie kosmetyczki niż ja miałam na studiach. Ech, czasy się zmieniają ;)

A oto moje pierwsze kosmetyki:


AA: Matujący podkład kryjący

W okropnym, zdecydowanie za ciemnym dla mnie, wręcz pomarańczowym odcieniu "Piasek"! Ale - kto stawiając pierwsze kroki w makijażu nie popełniał błędu za ciemnego podkładu niech pierwszy rzuci kamieniem ;) Całkiem dobrze matował i krył skórę, ale był zupełnie nietrwały i robił placki. Z tego, co kojarzę, jest wciąż dostępny w sprzedaży.




Miss Sporty: Puder So Matte Perfect Stay

Jest to jeden z pierwszych pudrów, jakie używałam, ale raczej nie pierwszy, tego pierwszego nie umiem sobie niestety przypomnieć. Często zmieniałam pudry, bardzo długo używałam StayMatta od Maybelline, ale generalnie lubowałam się w tych matujących. Dopiero po latach zrozumiałam, że mat 3-godzinny to żaden wyczyn przy zwykłej skrobi ziemniaczanej, która zdrowo matuje na cały dzień.




Vollare: Róż do policzków

Kupiony gdzieś na bazarku, służył mi bardzo długo :) Miał różowy, nieco przydymiony kolor i całkiem długo wytrzymywał na policzkach.
 




Maybelline: Cień do powiek Expert Wear Mono

Uwielbiałam zwłaszcza pewien przydymiony fiolet z tej serii, bardzo długo szukałam godnego następcy, gdy go wycofali, ale niestety nie udało mi się go znaleźć. Jeden cień, a robił cały mój makijaż nieraz :)


Bell: Kredka do oczy automatyczna

Obowiązkowo w czarnym kolorze! Bardzo długo malowałam tylko linię wodną i chyba dopiero na studiach zaczęłam eksperymentować z kreską na górnej powiece, bez której dziś nie wyobrażam sobie makijażu. Ten konturówki używałam najczęściej, na zmianę z kredką z Avonu.



Avon: Kredka do oczu "Podwójna końcówka"

Pamiętam, jak w liceum był mega szał na te kredki :) Miałam wiele kombinacji kolorystycznych, ale najbardziej lubiłam chyba brąz i biel. Kredki nie były może szalenie trwałe, ale tak ładnego brązu w kredce, nie udało mi się później już nigdy kupić.



Pierre Rene: Tusz do rzęs Volume Rich

Wspominam z dużym sentymentem, bo nie tylko był moim pierwszym, ale naprawdę nieźle malował rzęsy :) Pierre Rene ma go wciąż chyba w sprzedaży.


Avon: Woda toaletowa Celebre

Moje pierwsze perfumy :))) Pamiętam, że były właśnie w takim flakoniku-prezencie, a zapach, choć dziś już mnie nie pociąga jestem w stanie od razu rozpoznać na kobietach, które mijam.

(źródło: https://szafkadagi.wordpress.com/2013/07/09/ladnie-pachniesz-jak-kielbaska/)



 Avon: Mgiełki do ciała

Innym avonowskim specyfikiem, który namiętnie używałam w młodzieńczych latach, były ich mgiełki. Uwielbiam zwłaszcza tę o zapachu jeżyny i wanilii - do dziś zresztą bardzo lubię te nuty zapachowe w perfumach. Dziś w mgiełkach do ciała Avonu czuję jednak głównie alkohol ;)


Zapraszam i Was do przyłączenia się do TAGu, jeśli chcecie wziąć udział w podróży sentymentalnej do krainy pierwszych kosmetyków :)

Ciekawa jestem bardzo, czego Wy używałyście w młodzieńczych latach :)