30.06.2013

Testuję z Maliną: Eveline Slim Extreme 4D Złoty peeling-masaż drenujący z kofeiną



Ostatnio pisałam o Złotym serum Eveline, dziś napiszę o Złotym peelingu tej firmy. Oba kosmetyki dostałam w ramach uczestnictwa w Malinowym Klubie.

Eveline Slim Extreme 4D Złoty peeling-masaż drenujący z kofeiną



Opakowanie: Duża, miękka i wygodna w używaniu tuba. Wizualnie także niczego sobie - podoba mi się ta złota kolorystyka, od razu przyciąga wzrok.

Konsystencja, zapach: Peeling ma gęstą konsystencję z zatopionymi drobinkami ścierającymi oraz drobinkami złota. Pachnie podobnie jak serum z tej serii - delikatnie owocowo i świeżo. Zapach jest bardzo ulotny i nie  utrzymuje się na skórze.

Działanie: Jest to bardzo delikatny zdzierak, a więc w sam raz nada się do antycellulitowego masażu, delikatne i małe drobinki z pewnością nie podrażnią skóry przy kilkuminutowym masowaniu. Efekt ścierający jest średni - szczerze przyznaję, że znam lepsze pod tym względem peelingi, które dają mi prawdziwe gładką skórę. Tu tego efektu nie ma - ale skoro to peeling-masaż, to jestem to w stanie wyobrazić. Złote drobinki, które są zatopione w peelingu nie zostają na skórze i właściwie to nie wiem, czemu służą, chyba tylko dekoracyjnie. Jeśli zaś chodzi o działanie antycellulitowe - sądzę, że w tej materii jest w stanie zdziałać tyle, co każdy inny peeling - pobudzić krążenie, ułatwić wchłanianie się kosmetyków i przez to w jakimś tam stopniu poprawia wygląd skóry.

Cena: 14,99 zł/250 ml

Ocena: 4/6 - jak ktoś szuka delikatnego peelingu, to polecam - jest naprawdę delikatny!


 

Znacie ten peeling? Jak Wasze wrażenia?

27.06.2013

Testuję z Maliną: Eveline Slim Extreme 4D Złote serum wyszczuplająco-modelujące

Od Maliny w ramach członkowstwa w Malinowym Klubie otrzymałam niedawno komplet do pielęgnacji wyszczuplająco-antycellulitowej. Dzisiaj opowiem Wam o złotym serum wyszczuplająco-modelującym od Eveline, a jutro o złotym peelingu-masażu drenującym z kofeiną :)




Eveline Slim Extreme 4D Złote serum wyszczuplająco-modelujące



Opakowanie: Wysoka tuba z miękkiego plastiku - bezproblemowo się z niej korzysta. Złote opakowanie prezentuje się bardzo ładnie i trzeba przyznać, że przyciąga wzrok.

Konsystencja, zapach: Serum na gęstą, ale bardzo przyjemną konsystencję - kremową i delikatną. Świetnie się rozprowadza i szybko wchłania. Pachnie przyjemnie, ja wyczuwam jakieś słodkie owoce z nutką mięty - zapach znika dość szybko.

Skład:

Działanie: Po nałożeniu serum czuć lekkie chłodzenie, jest ono delikatne i jak dla mnie przyjemne, zwłaszcza teraz w upalne dni. W kosmetyku zatopione są złote drobinki, które pozostają na ciele po rozsmarowaniu. Szczerze mówiąc, nie bardzo mi się to podoba. Balsamy rozświetlające lubię, ale używam je na odsłonięte części ciała. W przypadku serum Eveline, które jest przecież przeznaczone do miejsc dotkniętych cellulitem (a więc takich, które raczej będziemy starali się ukryć, no chyba że ktoś lubi świecić tyłkiem pokrytym cellulitem na ulicy :P), nie bardzo widzę sens pokrywania ich rozświetlającymi drobinkami...
Jeśli zaś chodzi o efekty - producent zapewnia o efektach po 3-4 tygodniach regularnego stosowania. Ja swoją ocenę wystawiam po 2 tygodniach stosowania (taki był wymóg organizatora tych testów), ale po kolejnych dwóch na pewno uzupełnię swoją recenzję. Tymczasem - serum pozostawia skórę wygładzoną i aksamitną. Delikatnie napina skórę. Póki co nie zauważyłam redukcji cellulitu (i szczerze mówiąc, średnio w nią wierzę ;), no ale wciąż liczę na jakieś delikatne ujędrnienie i wymodelowanie. Póki co jest więc bez szału.
Na plus zaliczam fakt, że serum nie wysusza skóry, nie ma więc potrzeby stosowania dodatkowo balsamu nawilżającego.

Cena: 21,99 zł/250 ml

Ocena: 3/6



Używałyście kosmetyków Eveline z serii Slim Extrime? Co możecie polecić?

26.06.2013

Kreatywna środa! czyli garść inspiracji :) cz. 5

Ostatnio nie było środowych inspiracji - przygotowywałam się do obrony i jakoś nie miałam do tego głowy. Ale dziś kiedy już jestem świeżo po obronie, z chęcią Was trochę poinspiruję :)


1. Jak przechowujecie swoje pędzelki? Ja swój pojemnik na pędzle usztywniłam solą do kąpieli, ale jak zobaczyłam pomysł z ziarenkami kawy, to wiedziałam, co będzie następne :)



2. Lubię liściaste herbatki, dlatego ten zaparzacz z miejsca podbił moje serce. Bardzo pomysłowy design!


3. Rewelacyjny, mega uniwersalny wieszak. Jestem nim oczarowana :)


4. A jak będę miała kiedyś wielki dom, to z pewnością zafunduję sobie taką napowietrzną leżanko-huśtawkę - cudna, prawda?



5. Zawsze zachwycam się takim dawaniem "drugiego życia" przedmiotom z pozoru starym i zużytym. Podniszczone euro-palety mogą zyskać nowe życie z odrobiną kreatywności, gwoździ i farby. A jakie to ekologiczne!


6. A na koniec coś dla łakomczuchów! Ale tym razem ostrożnie, bo liczymy kalorie :) Czy takie oznaczenie kaloryczności zniechęciłoby Was do sięgnięcia po następny kawałek?


Miłego wieczoru życzę i oby weekend nadszedł jak najszybciej! :)

21.06.2013

Annabelle Minerals: Podklad mineralny Kryjący (Natural Light) - moja pierwsza przygoda z minerałami

Dawno, dawno temu zamieniłam zwykłe kremy do twarzy na kremy naturalne, a drogeryjny puder na skrobię ziemniaczaną. Z obu tych zmian jestem niesamowicie zadowolona, zadowolona jest także moja skóra :) Najdłużej jednak wzbraniałam się przed zamianą podkładu na bardziej naturalny. W końcu jednak się odważyłam i kupiłam mój pierwszy podkład mineralny: wybór padł na Podkład kryjący firmy Annabelle Minerals w odcieniu Natural Light. Nie będę czarować: podkład ma swoje wady. Ale zalet ma zdecydowanie więcej.

Annabelle Minerals: Mineralny podkład kryjący (odcień Natural Light)



Podkład dostajemy w plastikowym pudełeczku z sitkiem. Ja posiadam większą pojemność (10 g), można też na początek wybrać sobie mniejszą (4g). Plastik, z którego zrobiono słoik, jest dość solidny, choć podejrzewam, że upadku na płytki raczej by nie przetrwał ;)
Mimo iż z moim podkładem staram się obchodzić dość delikatnie (nie potrząsam nim gwałtownie, nie zabieram go w podróż), to i tak podkład się nieco wysypuje przy odkręcaniu. No ale cóż, taka to już chyba wada sypkich kosmetyków.



Nakładam go zawsze na sucho pędzlem Ecotools kabuki z zestawu pędzli do makijażu mineralnego.  Próbowałam nakładać go na mokro, ale nie podszedł mi w ten sposób.

Wybrałam kolor Natural Light i chociaż wybrałam go w ciemno, to okazał się dla mojej skóry idealny. Świetnie się z nią stapia i jest właściwie niewidoczny.

Zdecydowałam się na wersję kryjącą (są jeszcze: matująca i rozświetlająca). Krycie oceniam jako dobre. Dodatkowym plusem jest fakt, że efekt możemy stopniować, dodając kolejną warstwę. Ja z reguły jednak poprzestaję na jednej warstwie - wystarczająco dobrze kryje moje zaczerwienienia, blizny i inne paskudztwa. Czasem niektóre, pojedyncze niedoskonałości traktuję jeszcze dodatkową warstewką podkładu. Podkład bardzo fajnie wyrównuje koloryt skóry, co świetnie widać na zdjęciu. Mam wrażenie, że delikatnie zmiękcza rysy twarzy. Generalnie - jest to taki lekki photoshop w pudrze :)

(Proszę nie przestraszyć, bo wiem, że bez makijażu straszę :P
Po lewej - bez podkładu, po prawej - z podkładem)

Podkład Annabelle w wersji kryjącej daje efekt matowy, ale jest to taki zdrowy mat, bez uczucia "płaskości". Niestety, na mojej skórze w strefie T mat nie utrzymuje się długo i po max. 3 h niezbędne są bibułki matujące i lekkie poprawki.

Trwałość oceniam jako przeciętną w kierunku dobrej - nie jest to podkład, z którym wyjdę rano z domu i po 8 h wrócę z wciąż idealną buzią. Broń Boże, nie jest to podkład na imprezę - spłynie, zetrze się, zniknie.

I pewnie gdyby był to zwykły, drogeryjny podkład to bym go już skreśliła. No ale właśnie - nie jest. Nie ma parafiny, silikonów i innych dziadostw, których moja skóra nie lubi. I wreszcie naprawdę czuję, że skóra oddycha nawet pod podkładem, nic jej nie zapycha, a i ogólny jej stan wizualny się poprawił.
Same możecie zobaczyć, że na mojej twarzy nie widać praktycznie żadnych zaskórników, które kiedyś były moją zmorą :)

Dlatego wybaczam mu, że nie jest super trwały i że nie daje mi wymarzonego matu. Do tradycyjnych podkładów już nie wrócę, chyba że na jakieś wielkie wyjścia. Na co dzień stawiam na minerały i bardzo się cieszę, że w końcu się odważyłam :) Zerknijcie jeszcze na skład:




Podkład kosztuje 30 zł (4 g) lub 50 zł (10 g). Jest wydajny, jak chyba każdy sypki kosmetyk. W przyszłości z pewnością wypróbuję też podkłady mineralne innych firm. Być może znajdę coś co akurat trwałością i matem przebije Annabelle Minerals. A jeśli nie, to do AM wrócę. Bo mamy jedną wspólną cechę - i ja, i on lubimy moją skórę :)
 

Przy okazji zakupu podkładu, skusiłam się także na zakup róży z Annabelle Minerals. Ale o nich napiszę Wam innym razem, bo też zasługują na osobną notkę.


Dajcie znać, czy próbowałyście podkładów mineralnych i jakie polecacie :)

19.06.2013

Fitomed: Hydrolat oczarowy - recenzja

Gdybym miała wskazać produkt kosmetyczny, bez którego nie wyobrażam sobie życia, bezapelacyjnie byłyby to toniki. Uwielbiam przemywać nimi buzię :) Ostatnio jednak tradycyjne toniki staram się zastępować hydrolatami. Hydrolaty mają podobne właściwości, ale są bardziej naturalne, co dla mnie jest istotne.

Dotychczas hydrolaty kojarzyły mi się ze sklepami typu Biochemia Urody czy Mazidła. Ze zdziwieniem odkryłam, że w swojej ofercie ma je także polska firma kosmetyczna Fitomed, która posiada całą serię kosmetyki naturalnej: m.in. maseczki, hydrolaty, oleje czy kremobazy. Zerknijcie same na ich ofertę: KLIK

Ja skusiłam się na hydrolat oczarowy, o którym wiele dobrego słyszałam :) No i wygląda na to, że dobrze słyszałam ;)

Fitomed: Hydrolat oczarowy



Opakowanie: Typowe dla półproduktów, a więc bardzo proste: butla, nalepka z nazwą i składem + kartonik :)

Zapach: Hydrolat pachnie delikatnie, nieco ziołowo i leśnie. Zapach jest jednak dość słabo wyczuwalny, więc nawet jeśli ktoś jest wrażliwy na zapachy, to hydrolat Fitomedu krzywdy mu nie zrobi.

Skład: Hamamelis Virginiana Leaf Water, Citric Acid, Aqua, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate

Działanie: Hydrolat oczarowy miałam okazję używać po raz pierwszy i zrobił na mnie naprawdę świetne wrażenie. Bardzo przyjemnie oświeża skórę. Rozjaśnia ją, koi i delikatnie nawilża. Nieco zwęża pory, mógłby lepiej, no ale i tak robi w tej materii więcej niż niejeden tonik ;) Świetnie nadaje się także do różnych zastosowań kosmetycznych np. maseczek czy serów. Ja stosuję go solo rozrobiony z wodą, ale też przygotowałam na jego bazie specjalny tonik na naczynka (z Koncentratem na naczynka z liposomami Fitomedu, o którym niedługo Wam też napiszę).
Uwaga! Producent zaleca, by hydrolat rozrabiać z wodą w proporcjach co najmniej 1:  i ja również pod tym zaleceniem się podpisuję - nierozcieńczony hydrolat może podrażniać!

Cena: 15 zł/150  ml

Ocena: 5/6 - z pewnością sięgnę po niego ponownie!





Ciekawa jestem, czy Wy korzystacie z hydrolatów? Jeśli tak, jakie są Wasze ulubione?

16.06.2013

Ulubiony lakier do włosów: Isana, Lakier o nautralnym zapachu

Nienawidzę zapachu lakierów do włosów, a Wy? Chmura drażniących kropelek, która wżera się w śluzówkę i od której nie sposób uciec - to efekt typowy dla niemal wszystkich lakierów, jakie znam.
Ale kiedyś, przypadkiem zobaczyłam w Rossmannie lakier z magicznym napisem "parfum neutral", który z miejsca skutecznie mnie skusił. I tak odkryłam mój ulubiony lakier, który jest już ze mną kilka dobrych lat. Wypróbowałam też inne wersje tego lakieru, ale tylko ten jest wart uwagi - i pod względem zapachowym, i pod względem działania.


Isana, Lakier do włosów o neutralnym zapachu

Opakowanie: Nie za duże, nie za małe, poręczne, rozpryskuje odpowiednią ilość lakieru na całych włosach bez "kropelkowania".

Zapach: Lakier z założenia jest bezzapachowy, ale jakiś tam zapach ma. Poprzednia wersja tego lakieru nie pachniała wcale, ten nie wiedzieć dlaczego wzbogacono o delikatny, ale zawsze -  "lakierowy smrodek". Jednak w porównaniu do innych lakierów dostępnych na rynku, ten wciąż bije je na głowę. Zapach jest delikatny, nie nachalny i nie duszący, dość szybko również znika.

Działanie: Moje włosy są bardzo nie podatne na układanie, dlatego, jeśli chcę zrobić nawet najzwyklejszy kucyk muszę go utrwalić lakierem. Isana bezzapachowa czyni to wystarczająco skutecznie - fryzura wytrzymuje przez ok. 6-8 h bez większych uszczerbków. Nie jest to utrwalenie typu "hełm", dlatego na większe wyjście raczej się nie nada, ale dla lekkiego codziennego utrwalenia - jak najbardziej. Ogromny plus za to, że lakier nie jest "mokry" i nie skleja włosów, nie tworzy również strąków. Fryzura wygląda z nim bardzo naturalnie. Nie zauważyłam również, by wysuszał włosy bądź robił im jakąś większą krzywdę.

Cena: 7 zł/250 ml

Ocena: +5/6

Czy kupiłabym ponownie: TAK




*Używacie lakierów do włosów? Jakie są Wasze ulubione?*

12.06.2013

Kreatywna środa! czyli garśc inspiracji :) cz. 4

Jak Wam mija środa? Mam nadzieję, że nie na tyle intensywnie, by nie znaleźć czasu na co nieco inspiracji. A dziś dla Was wygrzebałam takie oto cudeńka:


1. Czy są tutaj jakieś ciasteczkowe potwory? Bo ja jestem przeokrutnym :) I nie mogłam się oprzeć temu kubeczkowi - wyobrażacie sobie jakie to wygrzane, cieplutkie ciasteczko musi być pyszne? 



2. Nie tak dawno pokazywałam Wam fajny pomysł na "naścienną toaletkę" - dziś z kolei pomysł na naścienną organizację biżuterii. 


3. Zakochałam się w tym fotelu dla dwojga :) Gdyby tylko zdecydowano się na jego produkcję, byłabym pierwszą klientką.


4. Od rybek co prawda dużo bardziej wolę koty, ale tak rewelacyjnym akwarium nawet ja bym nie pogardziła!



5. Ognisko w środku salonu? A dlaczego by nie, zwłaszcza jeśli ma być tak klimatyczne jak to na zdjęciu poniżej. Pomarzyć zawsze można, prawda? ;) 


6. Dziś nie będę Was na koniec kusić słodkościami, ale mam coś równie fajnego i pomysłowego. Jak ze zwykłej męskiej, koszuli w kratę zrobić przeuroczy damski top bez użycia igły i nitki? Bardzo prosto, popatrzcie: 

Miłego dnia Wam życzę! :) 


Jeśli spodobał Ci się post, polub mnie na Facebooku - kosmetyczna nagroda czeka :)

10.06.2013

Love Me Green: Organiczny witalizujący szampon do włosów

Bardzo się ucieszyłam, kiedy jakiś czas temu zaproponowano mi testowanie kosmetyków Love Me Green. Chyba nie muszę mówić, że uwielbiam naturalne kosmetyki, a kosmetyki Love Me Green do takich właśnie należą. Ta francuska marka jest bowiem zielona nie tylko z nazwy :) - składy są piękne, z bardzo wysoką zawartością składników naturalnych (powyżej 95%). Do testów przystąpiłam więc z prawdziwą przyjemnością, a dziś czas na pierwszą recenzję.


Love Me Green: Organiczny witalizujący szampon do włosów



Opakowanie: Szampon mieści się w przezroczystej butelce z otwarciem na zatrzask, które dodatkowo jest zabezpieczone naklejką. Butla niewielka i poręczna. Dodatkowo muszę przyznać, że podoba mi się estetyka opakowań Love Me Green - proste butelki z ładną grafiką plus minimum informacji. Producent nie kusi obietnicami z kosmosu - jest krótko, rzeczowo, z widocznym od razu składem kosmetyku.

Konsystencja, zapach: Konsystencja szamponu jest dla mnie w sam raz - nie za gęsta, nie za rzadka i dość dobrze się pieni. Jeśli chodzi o zapach, producent podaje iż jest to zapach egzotycznego kwiatu frangipani. Wg mnie jest bardzo ładny, ciekawy i oryginalny - takiego zapachu jeszcze nigdy nie spotkałam - kojarzy mi się trochę z kwiatami zanurzonymi w miodzie.

Skład: Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Ammonium Lauryl Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Inulin, Parfum, Sodium Chloride, Caprylyl/Capryl Glucoside, Gluconolactone, Sodium Benzoate, Mel (Honey) Extract, Potassium Sorbate, C12-16 Alkohols, Ammonium Sulfate, Sodium Hydroxide, Citric Acid, Calcium Gluconate

Działanie: Jest to pierwszy szampon, po którym naprawdę widzę na moich włosach efekt nawilżenia! Włosy po myciu odczuwalnie stają się miękkie i delikatne. Nic dziwnego - sok aloesowy jest na drugim miejscu w składzie :) Moim zdaniem szampon świetnie nadaje się do codziennego stosowania, jest bowiem dość delikatny. Nieco plącze co prawda włosy, ale ja i tak zawsze używam później odżywki :) Nie obciąża włosów ani nie przyspiesza ich przetłuszczania.

Cena: 49,90 zł/200 ml (do kupienia TUTAJ)

Ocena: 5/6




Znacie tę markę? Lubicie organiczne szampony czy raczej nie zwracacie uwagi na skład?


Zachęcam do polubienie mnie na Facebooku - kosmetyczna nagroda niespodzianka czeka! :)

8.06.2013

Denko i ulubieńcy maja :)

Hej Dziewczyny! Dziś mam dla Was nieco spóźnione denko majowe oraz moich majowych ulubieńców :)

Denko:



1. Feniqia: Mydełko lawendowe
Ponowny zakup: NIE (niestety)
Mydełko oczarowało mnie maksymalnie, niestety, dotarła do mnie wiadomość, że Feniqia zaprzestała produkcji swoich mydełek :( Przepięknie pachniało lawendą, cudownie, kremowo się pieniło, świetnie pielęgnowało skórę - ciężko będzie znaleźć równie godnego następcę...
Recenzja: KLIK
Dla kogo: Już niestety dla nikogo :(


2. BeBeauty: Zmywacz do paznokci z olejkiem kokosowym
Ponowny zakup: NIE
Kompletnie nie rozumiem, dlaczego Biedronka zdecydowała się zamienić poprzedni super-zmywacz na ten... Dla mnie pudło...
Dla kogo: Dla mało wymagających


3. Ziaja: Ulga dla skóry wrażliwej - Kremowy olejek myjący do twarzy i ciała
Ponowny zakup: BYĆ MOŻE
Jest to jeden z niewielu drogeryjnych środków myjących, jaki mogę polecić. Bazuje na oleju słonecznikowym, a zamiast SLSu zawiera jego pochodne. Nie wiem, czy go kupię ponownie, bo mój ideał to olejek myjący z BU, ale ten olejek z Ziaji jest zaraz na drugim miejscu :)
Recenzja: KLIK
Dla kogo: dla osób, które szukają łagodniejszej alternatywy dla SLSowych żeli drogeryjnych


4. Dentofresh: Płyn do płukania jamy ustnej
Ponowny zakup: NIE
Nie udało mi się przekonać do bezalkoholowej płukanki, jednak co alkohol, to alkohol ;)
Recenzja: KLIK
Dla kogo: Dla osób, które szukają dobrej, ale łagodnej płukanki do ust


5. Oilatum Baby: Szampon
Ponowny zakup: NIE
Po wypróbowaniu BabyDream-a byłam ciekawa, jak sprawdzi się u mnie inny dziecięcy szampon. Oilatum sprawdził się u mnie co prawda lepiej niż BD, co utwierdziło mnie trochę w przekonaniu, że moje włosy jednak lubią SLS, ale generalnie uznaję, że szampony dla dzieci nie są dla mnie. Wolę tradycyjne szampony :)
Dla kogo: Dla dzieci, po prostu :)


6: FlosLek: BeEco Peeling solny do ciała
Ponowny zakup: NIE
Bardzo się nie polubiliśmy, to zdecydowanie jeden z najgorszych peelingów jakie miałam, końcówkę bez żalu wyrzuciłam.
Recenzja: KLIK
Dla kogo: Dla masochistów, którzy uwielbiają jak sól wżera im się w ranki i wykrzywia mordę :D Oraz dla osób, które lubią peelingować się i nie oczekiwać żadnych większych efektów z tego tytułu


7. L'biotica: Regenerujący krem do rzęs
Ponowny zakup: NIE
Na moje rzęsy wpływ miała bardzo znikomy, do tego nałożenie jej na noc wiązało się z podpuchniętymi oczami co ranek...
Recenzja: KLIK
Dla kogo: Wiele dziewczyn go chwali, więc najlepiej samemu przekonać się na własnych rzęsach, czy produkt jest dla nas czy nie


8. BioNike: Dwufazowy płyn do demakijażu
Ponowny zakup: TAK
Bardzo fajny i mega-delikatny, demakijaż z nim to przyjemność.
Recenzja: KLIK
Dla kogo: Dla alergików, dla wrażliwych oczu i dla każdego, kto ma wolne 8 dych w portfelu


9. Choisee: Tonik różany
Ponowny zakup: NIE
Sam tonik bardzo w porządku, ale całe zamieszanie jakie firma wokół siebie wytworzyła skutecznie zniechęca mnie do ponownego zakupu...
Recenzja: KLIK
Dla kogo: Zdaje się, że firma Choisee powoli dogorywa już swojego żywota, więc na szczęście: dla nikogo :)



Ulubieńcy maja:


Szczotkowanie ciała
Absolutnym ulubieńcem okazało się u mnie szczotkowanie ciała (używam do tego dużej szczotki mieszanej ze Szczotkarni). O szczotkowaniu pisałam TUTAJ. Nie dość, że jest to bardzo przyjemny zabieg, to jeszcze dodatkowo daje świetne efekty - perfekcyjnie gładką skórę i zmniejszony cellulit!



Minerały
Nie wiem, dlaczego tak długo zwlekałam z przerzuceniem się na mineralne podkłady i róże, tym bardziej, że już dawno temu postawiłam na zdrową, naturalną pielęgnację twarzy i przekonałam się, jak dobrze wpływa to na moją skórę. W końcu jednak zdecydowałam się także na naturalną kolorówkę i zamówiłam pierwsze minerałki od Annabelle Minerals. Powiem jedno - nie wiem, czy akurat AM to moje ideały, ale do drogeryjnych podkładów i róży nie wrócę już na pewno. Moja skóra odżywa z dnia na dzień :)
A już niedługo pojawią się pełne recenzje z mojego minerałowego zakochania :)



Mythos: Fluid nawilżający cera tłusta i mieszana
Moja mieszana cera z miejsca pokochała ten krem. Świetnie się wchłania i nie pozostawia filmu, przyjemnie nawilża, a do tego ma piękny, naturalny skład. No i nie zapycha :) Więcej możecie przeczytać tutaj: KLIK


Olejek z drzewka herbacianego
Ten olejek na pewno na stałe zagości w mojej kosmetyczce. Podczas miesiąca stosowania olejku jako dodatku do toniku nie wyskoczył mi ani jeden pryszcz! Ani jeden - serio!
Pełna recenzja tego cuda - TUTAJ


Ciekawa jestem, czy znacie któreś z tych produktów i jakie są Wasze wrażenia? :)

5.06.2013

Kreatywna środa! czyli garść inspiracji :) cz. 3

Mało brakowało, a przegapiłabym dzisiejszą "Kreatywną środę", tak dziś jestem zalatana. Ale na szczęście udało mi się wybrać kilka inspiracji, które mam nadzieję, zainspirują Was i zachęcą do kreatywności :)


1. Bardzo lubię oglądać dekoracje stołów na różne przyjęcia i imprezy :) Czasem niewielkim kosztem można wyczarować naprawdę magiczną dekorację, która wprawi gości w zachwyt. Spójrzcie, jak przepięknie prezentują się zwykłe kielichy w tym niezwykłym zastosowaniu:


2. Kable od konsoli czy odtwarzacza mogą przyjmować dwie formy: albo plątać się bezkarnie na podłodze albo... zmienić oblicze Twojego mieszkania w mały, niezwykle harmonijny układ scalony. Bardzo pomysłowe!



3. Rzutem na taśmę, kolejny ciekawy pomysł na ogarnięcie "kabelkowego bałaganu". Niedawno Ada z Lili Naturalnej pokazywała sposób na wykonanie podobnego gadżetu handmade - jeśli jesteście ciekawe - zerknijcie TUTAJ



4. Lubię koty pod każdą postacią, więc temu "skalniakowi" też nie mogłam się oprzeć. Piękna dekoracja ogrodu znów niewielkim nakładem środków. Jak tylko dorobię się ogrodu, na pewno zafunduję sobie takiego kociaka ;)



5. Dzisiaj bez problemu można mieć książki w laptopie, ale czy można mieć laptop w książce? Okazuje się, że można - i to jak pięknie!




6. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym Was na koniec nie skusiła czymś słodkim. Sezon truskawkowy uważam więc oficjalnie za otwarty :) Smacznego!


Zapraszam do polubienia mnie na Facebooku, nagroda niespodzianka wciąż czeka :)

4.06.2013

Olejek z drzewka herbacianego czyli cudo dla problematycznej skóry :)

Tego, że moja skóra może pokochać olejek z drzewka herbacianego, domyślałam się już jakiś czas temu, kiedy zobaczyłam, jak pozytywnie reaguje na olejek myjący z BU z tym właśnie składnikiem (recenzja TUTAJ).

W końcu więc skusiłam się na moją pierwszą buteleczkę czystego olejku z drzewka herbacianego.Kupiłam go w Setare.pl za bodajże 14 zł (15 ml). Producentem jest rosyjska firma Nevskaya Korona (Aroma-Optima). Jest to 100% olejku naturalnego, bez żadnych zbędnych dodatków i takich olejków radzę Wam szukać. Dodam jeszcze, że olejek jest bardzo wydajny, bo zużywamy go w ilości kropelkowej. Takie 15 ml powinno wystarczyć spokojnie na pół roku, a może i dużej.




Kilka słów o samym olejku:

Olejek z drzewka herbacianego (Melaleuca alternifolia), podobnie jak samo drzewko, niewiele ma wspólnego z herbatą. Napar z liści tego olejku jest bowiem niezwykle obrzydliwy :) Prawdopodobnie nazwa "drzewko herbaciane" wzięła się z faktu, iż drzewo to rośnie zwykle nad wodą, którą spadające do niej liście barwią na brązowo, przez co przypomina kolor herbaty.
Drzewko herbaciane można spotkać przede wszystkim w Australii, a także gdzieniegdzie w Simabwe, Indiach i Indonezji. Aborygeni od tysięcy lat używali liści z tego drzewa na przeróżne dolegliwości i to oni jako pierwsi odkryli ich lecznicze właściwości. Do produkcji 10 litów esencji potrzeba ok. 1500 drzewek, co w przeliczeniu na powierzchnię plantacji stanowi 500 mkw upraw.


Olejek jest przejrzysty, lekko słomkowy i ma bardzo intensywny zapach. Dla mnie pachnie niesamowicie świeżo, korzennie i ziołowo, choć wiem, że wiele osób nie lubi tego zapachu. Nie o zapach jednak tu się rozchodzi, ale o działanie :) 



Działanie olejku z drzewka herbacianego:

Olejek z drzewka herbacianego ma silne działanie bakteriobójcze i grzybobójcze. Nawet mocno rozcieńczony z wodą olejek wykazuje intensywnie bakteriobójcze działanie.  Działa również dezynfekująco, przeciwbólowo i przeciwświądowo. Lekko ściąga pory skóry, normalizuje pracę gruczołów łojowych i działa na skórę regulująco.
Dzięki swoim właściwościom wskazany jest do stosowaniu przy trądziku, łojotoku oraz łupieżu. Świetnie nadaje się do sporządzania preparatów oczyszczających skórę. Ogranicza powstawanie nowych wykwitów i przyspiesza regenerację ran.


Zastosowanie olejku:
  • w kominkach do aromaterapii
  • jako dodatek do kremu
  • jako dodatek do kąpieli stóp
  • w toniku do twarzy
  • jako dezodorant
  • do masażu
  • jako dodatek do maseczek
  • w płynie do płukania ust
  • do uszlachetniania szamponów


Moje wrażenia ze stosowania olejku z drzewa herbacianego:

Stosowałam olejek na kilka sposobów: do odświeżania powietrza, jako dodatek do toniku, czysty, na skórę, do dezynfekowania pryszczy oraz jako dodatek do maseczek. Oto jak się sprawdził:

  • Do odświeżania powietrza - do kominka wkraplam zwykle ok. 10 kropel olejku. Tak jak pisałam - lubię zapach olejku i podoba mi się efekt zapachowy, jaki daje. To fajna odskocznia od słodkich, kwiatowych zapachów, jakie zwykle wybieram do kominka. W mieszkaniu niemal od razu czuć świeżość i taką wręcz czystość :)
  • Jako dodatek do toniku - olejkiem możemy wzbogacić praktycznie każdy łagodny tonik bądź hydrolat. Ja swój pierwszy tonik z olejkiem z drzewa herbacianego zrobiłam na bazie toniku różanego, a niedawno wpadł mi w ręce hydrolat oczarowy z Fitomedu i bardzo jestem ciekawa, jak on sprawdzi się w połączeniu z drzewkiem herbacianym. Generalnie na 100 ml toniku dodajemy ok. 25 kropli olejku herbacianego, przed użyciem każdorazowo wstrząsamy, bo olejek nie rozpuszcza się w wodzie, więc trzeba tonik każdorazowo wymieszać. Efekty stosowania takiego toniku, przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Z dnia z na dzień obserwowałam, jak moja skóra się oczyszcza. Tonik z olejkiem z drzewa herbacianego przepięknie oczyszcza pory skóry i sprawia, że wągry stają się dużo bledsze. Wizualnie również skóra staje się czystsza, gładsza, bardzo świeża i po prostu ładna. Mniej się przetłuszcza. Przede wszystkim jednak odkąd stosuję ten tonik, nie wyskoczyła mi ŻADNA, absolutnie ŻADNA, niespodzianka, nawet przed okresem, kiedy normalnie moja skóra "szaleje". Jestem zachwycona działaniem toniku z olejkiem z drzewa herbacianego i na stałe wpisuję go do swojej pielęgnacji.
  • Nierozcieńczony, miejscowo na zmiany skórne - pryszcze i wypryski pod wpływem olejku goiły się nieco szybciej, ale szału nie było. Mimo braku powalającego efektu, moim zdaniem, warto jednak w ten sposób odkażać niespodzianki, przede wszystkim by zapobiec namnażaniu i rozprzestrzenianiu się bakterii.
  • Jako dodatek do maseczek - dodaję zwykle 2-3 krople do maseczki z glinki, czasem mieszam go również z savon noir - skóra po takiej maseczce jest nie tylko pięknie oczyszczona, ale także zdezynfekowana.

Ja olejek z drzewka herbacianego uważam za hit mojej pielęgnacji i zachęcam Was do spróbowania, jeśli macie podobne problemy skórne!



Dajcie znać, czy próbowałyście tego olejku i jak się u Was sprawdza :)


Zachęcam do polubienia mnie na Facebooku, nagroda niespodzianka czeka :)