29.09.2012

Pachnące orzeźwienie: The Body Shop Grapefruit - masło i żel

Chociaż uważam, że zapach kosmetyku nie powinien być czynnikiem decydującym o jego wyborze, nie da się ukryć, że zwyczajnie lubię, gdy moje kosmetyki ładnie pachną. Niestety, naturalna pielęgnacja dostarcza zwykle mało wyszukanych wrażeń zapachowych :) Nauczyłam się z tym żyć i w większości "śmierdzących" kosmetyków ich zapach nawet mi już tak bardzo nie przeszkadza. Niemniej, czasem potrzebuję odskoczni w postaci ładnie pachnącego kosmetyku. W ten sposób trafiło do mnie masło i żel pod prysznic The Body Shop o zniewalającym zapachu grapefruita :)


Kosmetyki TBS to prawdziwe bomby zapachowe, bardzo wiernie oddają rzeczywiste zapachy owoców. Mój grapefruit - czy to w przypadku żelu, czy też masełka - pachnie dokładnie tak, jakbym dopiero co przekroiła świeżego, soczystego grapefruita. Nie za słodko, przyjemnie, orzeźwiająco. Co więcej zapachy są szalenie długotrwałe - kiedy nasmaruję się masłem przed snem czuję grapefruita nie tylko gdy zasypiam, ale także rano po przebudzeniu - z dokładnie taką samą intensywnością jak wieczorem :) Pod względem zapachów The Body Shop nie ma chyba sobie równych!

Działanie tych kosmetyków uważam za nienajgorsze, podobnie też jak ich składy. Nie są może w 100% naturalne, ale doceniam obecność w nich naturalnych ekstraktów. Żel przyzwoicie myje i oczyszcza. Masło wchłania się dość szybko, nie pozostawia tłustej warstwy i całkiem nieźle nawilża.

Za żel zapłacimy 25 zł/250 ml, a za masło - 65 zł/200 ml. Ceny wysokie, składy nie do końca naturalne, ale zapachy - obłędne! Pachnieć cały dzień grapefruitem to naprawdę przyjemna sprawa, tylko czy warta takiej ceny? To już pozostawiam Waszej ocenie :)




A oprócz tego - chwalę się :) W mini rozdaniu u Maliny (http://testykosmetyczne.blogspot.com) wygrałam delikatną wodę micelarną ISIS AquaRUBORIL. Bardzo się ucieszyłam, bo taki prezent dla moich naczynek jest jak znalazł, ale mało tego - Kochana Malinka dołączyła mi do micela jeszcze maseczkę do cery naczynkowej Soraya! Cud-dziewczyna ta Malina! :) Jeszcze raz bardzo dziękuję Kochana :* Jak przetestuję na pewno pojawią się recenzje :)


Udanego weekendu wszystkim życzę :)

27.09.2012

Skarby Afryki czyli Glinka Zielona i Glinka Ghassoul :)

Dziś będzie o glinkach :) Jest to kosmetyk, bez którego nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacji i zawsze musi być on w mojej łazience.


Tym razem skusiłam się na glinki ze sklepu Skarby Afryki. Są to chyba najtańsze glinki, jakie znajdziemy w polskim internecie i byłam bardzo ciekawa, jak też się sprawdzą. Wypróbowałam z ich oferty 2 glinki mielone: Zieloną i Ghassoul.



Glinki to naturalne surowce mineralne wydobywane z niedostępnych miejsc, głębokich pokładów gleby, morza oraz jaskiń. Wolne są od zanieczyszczeń. Świetnie oczyszczają skórę i dostarczają jej mikroelementów. Mają zdolność pochłaniania nadmiaru sebum i toksyn szkodliwych dla skóry.

Glinki wykorzystuję do maseczek i do mycia twarzy. W przypadku glinkowej maseczki odmierzamy ok. 8 g glinki i mieszamy z wodą bądź hydrolatem, można dodać także kilka kropel ulubionego olejku. Taką maseczkę trzymamy na buzi 15 minut (nie ma sensu dłużej, naprawdę) i staramy się nie doprowadzić do tego, by glinka zaschła nam na twarzy, bo niepotrzebnie ją wysuszy i podrażni. Ja glinkę spryskuję co jakiś czas wodą z atomizera i po problemie :) Przyznaję od razu, że odkąd poznałam maseczkę z glinki wszystkie inne maseczki oczyszczające mogłyby dla mnie nie istnieć - żaden inny kosmetyk tak rewelacyjnie nie oczyszcza twarzy i nie pielęgnuje jej tak bardzo jak glinka!
Mycie twarzy glinką także jest bardzo proste: wystarczy nabrać trochę glinki w zagłębienie dłoni, dodać kilka kropel wody, rozrobić, nałożyć na twarz i masować :) Później wystarczy spłukać wodą i twarz jest perfekcyjnie umyta - glinka naprawdę świetnie absorbuje cały brud z twarzy.


Glinka zielona jest drobno zmielona i bardzo dobrze rozpuszcza się w wodzie. Z kolei glinka Ghassoul jest grubiej zmielona, nie rozpuszcza się do końca i myjąc nią twarz można wykonać przy okazji delikatny peeling :)

Dlaczego tak bardzo lubię glinki? Bo trzymają moją skórę w ryzach! Dzięki nim jest oczyszczona, nie powstają zaskórniki, nie mam problemu z wypryskami, a ewentualne zmiany skórne goją się szybciej. Glinka zielona i glinka Ghassoul są wręcz stworzone do pielęgnacji skóry tłustej i trądzikowej :) No i oczywiście jest to produkt w 100% naturalny :)

Glinki można kupić w sklepie Skarby Afryki - glinka zielona kosztuje 5,5 zł/100 g, a glinka Ghassoul - 8 zł/100 g :) Ceny niskie, a jakość bardzo dobra - wiem, bo mam porównanie także do innych glinek. Mogę więc śmiało ten sklep polecić!


Glinka zielona:





 Glinka Ghassoul:






Znacie glinki? Jakie lubicie najbardziej? :)

25.09.2012

Eveline: skoncentrowane serum do rzęs i diamentowa odżywka do paznokci

W Biedronce od jutra rozpoczyna się nowa urodowa oferta, a w niej m.in. kosmetyki Eveline. Pomyślałam więc, że przybliżę Wam 2 kosmetyki, których ja sama używam i mam już na ich temat wyrobione zdanie: Skoncentrowane Serum do rzęs 3w1 oraz Diamentową odżywkę wzmacniającą do paznokci.
Oferta urodowa Biedronka Oferta kosmetyczna Eveline Odżywka

Eveline, Advance Volumiere, Skoncentrowane serum do rzęs 3w1



Opakowanie: Wygoda forma szczoteczki silikonowej, która świetnie wychwytuje każdą pojedynczą rzęsę. Ta szczoteczka jest naprawdę super, chciałabym taką w swoim tuszu!

Konsystencja, zapach: Serum ma biały kolor i taki efekt otrzymujemy na rzęsach, ale jest on naprawdę dziecinnie prosty do zamalowania, jeżeli chcemy użyć później tuszu. Zapach delikatny i przyjemny.

Działanie: Producent obiecuje, że produkt działa na 3 sposoby - jako serum odbudowujące, jako aktywator wzrostu włosa i jako baza pod tusz. Podeszłam do tego z przymrużeniem oka, bo znam moje rzęsy i wiem, że niewiele im pomoże. Oczekiwałam więc jedynie fajnej bazy. I taką bazę dostałam! Jest naprawdę świetna - nigdy nie lubiłam tuszy z dołączoną bazą, bo zwykle były to buble, które tylko sklejały rzęsy. Tutaj jest kompletnie odwrotnie - każda rzęsa jest osobno wychwycona i podkreślona. Kosmetyk naprawdę odczuwalnie pogrubia i wydłuża rzęsy - do tego stopnia, że nie wyobrażam sobie już robienia makijażu bez użycia tej bazy!

Jak ją stosować: Jako serum można stosować rano i na wieczór. Jako bazę - nakładam ją na rzęsy przed pomalowaniem i zaraz - nie czekając aż wyschnie - aplikuję na to tusz. Maskara świetnie pokrywa białe serum, tak że staje się ono niewidzialne.

Cena: ok. 11 zł/10 ml (w Biedronce będzie kosztowała teraz tylko 8,99 zł)

Ocena: 6/6 (oceniam ten kosmetyk w kategorii baza do rzęs, a nie odżywka)



Eveline, Nail Therapy Professional - Odżywka wzmacniająca z diamentami



Opakowanie: Forma lakieru do paznokci, zapakowana w kartonik z wszystkimi niezbędnymi informacjami.

Konsystencja, zapach: Odżywka zasycha na paznokciach naprawdę szybko, a pachnie wg mnie tak jak każdy inny lakier do paznokci.

Działanie: Producent zaleca, żeby odżywkę stosować następująco: codziennie jedną warstwę, po 3 dniach zmyć i od początku. Taką kurację stosujemy przez 10-14 dni, później robimy przerwę i można wrócić do niej ponownie.
Moim zdaniem, odżywka spełnia swoje zadanie rewelacyjnie. Zawsze miałam problem z zapuszczeniem paznokci choćby na 1 mm, są kruche, łamliwe, rozdwajają się. Po kuracji odżywką Eveline nie wstydzę się już swoich dłoni, pozwoliła mi ona wyhodować naprawdę fajne paznokcie! Pokryte odżywką stają się twardsze, nie wyginają się, nie kruszą. Nie straszne mi żadne prace domowe :) Odżywkę stosowałam przez ok. 1,5 miesiąca regularnie, teraz stosuję ją średnio raz na 2 tygodnie, dla podtrzymania efektu. Nie zauważyłam żadnych efektów ubocznych na moich paznokciach. Uwaga! Nie jest to kosmetyk do stosowania ciągłego, warto robić przerwy w kuracji.
Odżywka nie jest bezbarwna, daje paznokciom lekko mleczny odzień, przy 3. warstwach jest to naprawdę bardzo fajny efekt :)

Cena: 11,50 zł/12 ml (w Biedronce będzie kosztowała teraz tylko 8,49 zł)

Ocena: 5/6 (daję 5 za działanie, ale kosmetyk zawiera w składzie formaldehyd, więc odejmuję mu jedną notę, bo zdecydowanie bardziej wolałabym, gdyby go w składzie nie było)

 Moje pazurki na chwilę obecną (wcześniej taka długość była dla mnie nie do wyobrażenia...)


Ja z pewnością skuszę się na te kosmetyki w Biedronkowej promocji, bo uważam, że są warte uwagi :) A Wy coś sobie upatrzyłyście w ofercie?

23.09.2012

Nowości w mojej kosmetyczce :)

Zakupy co prawda niewielkie, ale postanowiłam, że opiszę, może kogoś zainspiruję :)

Skusiłam się ostatnio na zamówienie ze sklepu internetowego www.beautyever.pl. Byłam ciekawa przede wszystkim niezmydlanej frakcji sojowej (która podobno świetnie matuje i nawilża równocześnie - ciekawe czy zdetronizuje mój ulubiony krem BeEco z FlosLek-u), ale skusiłam się też na hydrolaty w bardzo niskiej cenie. Wybrałam hydrolat nagietkowy i oczarowy - zobaczymy, jak się sprawdzą. Gratis dostałam witaminy: wit. C i niacynamid. Nie wiem jeszcze, co z nich przygotuję, może jakiś tonik?


A w przerwie w pracy przypadkiem natknęłam się na stoisko z produktami fryzjerskimi, w tym maskami firmy Kallos. Kusiły mnie od dawna, ale jakoś zawsze miałam nie po drodze do sklepów, w których można je kupić, dlatego bardzo się ucieszyłam. Wybrałam Kallos Argan, która z miejsca podbiła moje serce obłędnym zapachem gumy balonowej - mmm! :)



Znacie któreś z tych produktów?

20.09.2012

L'biotica Regenerujący krem do rzęs - recenzja

Odżywkę tę kupiłam zachęcona wieloma pozytywnymi opiniami na jej temat. Nie liczyłam na piękne wachlarze rzęs, bo w przypadku moich kikutów taki efekt jest wręcz niemożliwy, ale chciałam podregenerować rzęsy, które ostatnio jakoś zaczęły mi wypadać. Czy się sprawdziła? Zobaczcie:

L'biotica Regenerujący krem do rzęs



Opakowanie: Tubka z aplikatorem, który ułatwiać na nakładanie. Niby przydatna rzecz, ale ja i tak nakładałam ją zwykle palcem ;)

Konsystencja, zapach: Krem jest bezzapachowy, ma konsystencję gęstej wazeliny.

Działanie: Producent zapewnia, że rezultaty stosowania zobaczymy na rzęsach po co najmniej 30 dniach. Ja używałam jej regularnie przez pół roku i niestety muszę przyznać, że efekty nie są zadowalające. Odżywka nie powstrzymała wypadania rzęs, a na tym właśnie mi zależało. Rzęsy dalej wypadały z taką samą intensywnością. Kolejnym minusem jest to, że kiedy wieczorem położyłam odżywkę na rzęsy, rano budziłam się z podpuchniętymi oczami :/ Może nie jakoś bardzo, by podciągać to pod uczulenie, ale zdecydowanie lepiej może oczy wyglądały wtedy, kiedy odżywki po prostu nie kładłam.  Jedyny efekt jaki dostrzegłam, to to, że rzęsy lepiej się układały w trakcie malowania. Sprawiały wrażenie ciut dłuższych i gęściejszych - niestety, kiedy nie pomaluję rzęs, nie widać najmniejszego efektu.

Skład:  Olejek rycynowy, parafina, wyciąg z palmy sabalowej, olejek z orzechów makadamia, olejek jojoba, pantenol.

Cena: 15 zł/10 ml

Ocena: 2/6

Czy kupiłabym ponownie: NIE




Nie wiem, dlaczego większość kosmetyków, które są zachwalane przez rzesze dziewczyn w moim przypadku nie sprawdza się kompletnie :P

Polecacie coś na wypadające rzęsy?

17.09.2012

Lawendowe mydełko od Feniqia + zachęta :)

Lubicie mydełka? Bo ja baaardzo :)
Jakiś czas temu na blogu Naturalnej Bianki (który to blog bardzo serdecznie Wam polecam :) ) wygrałam lawendowe mydełko firmy Feniqia. Feniqia oferuje naturalne i ręcznie wytwarzane mydełka. Oparte są na tradycyjnych recepturach, w których główną rolę odgrywają wonne zioła i blisko wschodnie przyprawy. Mydła Feniqii nie zawierają parabenów, substancji koloryzujących i innych chemicznych substancji szkodliwych dla zdrowia.
Feniqia posiada w swojej ofercie całą gamę świetnie pachnących mydełek, w tym bardzo kuszącą serię "7 grzechów głównych", a ja miałam okazję przekonać się o działaniu jednego z nich. A mowa o:

Feniqia Mydło perfumowane Lawenda

 


Opakowanie: Mydełka są prawdziwym rarytasem nie tylko pod względem działania, ale także estetyki. Są pakowane w śliczne kartonowe pudełeczka, w środku dodatkowo znajdziemy ulotkę z informacjami o różnych mydełkach firmy.

Konsystencja, zapach: Nie wiem, skąd Bianka wiedziała, że uwielbiam zapach lawendy, ale trafiła z tym zapachem idealnie w moje gusta! Lawendowe aromaty to moja słabość, z miejsca więc pokochałam to mydełko. Zapach jest bardzo intensywny, czułam lawendę jeszcze jak mydełko było zapakowane na poczcie w kopertę :) Położone w łazience roztacza dookoła śliczny aromat - także na skórze przez jakiś czas jest wyczuwalna lawendowa woń :) W mydlanej kostce zatopione są kawałki lawendy, co nadaje mydełku szczególnie wytwornego charakteru :)

Działanie: Mydełko świetnie i dokładnie myje - używałam go zarówno do ciała, jak i do twarzy - w obu przypadkach sprawdza się super. Wytwarza dużo, przyjemnej, delikatnej piany. Piana pozostawiona przez dłuższy czas na buzi - działa tak jak nawilżająca maseczka :) Nie muszę więc mówić, że nie ma nawet mowy o wysuszaniu. Mydełko Feniqia jest wydajne - nie zmydla się, nie rozpuszcza, nie tworzy nieestetycznych, mydlanych zacieków.

Cena: 19,95 zł/75 g (mydełko można kupić np. w sklepie Biolander)

Ocena: 6/6

Czy kupiłabym ponownie: TAK







Zachęta:
Chciałybyście też takie mydełko? Nic prostszego - blog Bianki obchodzi właśnie pierwsze urodziny i z tej okazji Bianka zorganizowała KONKURS, w którym można wygrać m.in. mydełka Feniqi! Zachęcam Was serdecznie do udziału, nagrody są naprawdę godne uwagi, no i przede wszystkim - naturalne :) Link do konkursu: http://naturalna-bianka.blogspot.com/2012/09/konkurs-urodziny-bianki-z-alepia.html


16.09.2012

Biochemia Urody - Puder bambusowy (jedwab + owies) + puder ze skrobi ziemniacznej = porównanie

Dziś będzie pudrowo: opowiem Wam o kolejnym kosmetyku z mojego ostatniego zamówienia z BU (wcześniej pisałam o: serum migdałowym i peelingu enzymatycznym) i porównam go z innym pudrem niedostępnym w żadnej drogerii :)



Biochemia Urody - Puder bambusowy (jedwab+owies)

Opakowanie: biały słoiczek typowy dla BU, mało wygodny w użyciu, ja swój puder przesypałam do wygodniejszego pudełeczka po jakimś pudrze z sitkiem. W osobnych fiolkach otrzymujemy jedwab i mączkę owsianą. - ja swój puder kupiłam już jakiś czas temu, teraz widzę na stronie BU, że opakowania, w których jest sprzedawany są dużo wygodniejsze :)

Konsystencja, zapach: puder jest biały, ale na twarzy staje się niewidoczny, nie bieli, jest bezzapachowy.

Działanie: Kupiłam ten puder na etapie walki z trądzikiem, kiedy odchodziłam od różnych zapychających mnie kosmetyków. Bardzo chciałam więc, żeby ten puder u mnie się sprawdził, tym bardziej, że zdecydowana większość dziewczyn go chwali. Niestety, nie polubiłam się z nim. Po pierwsze - matował na bardzo krótko, już po godzinie musiałam robić poprawki. Po drugie - wyglądał na twarzy mega-nienaturalnie - buzia była obrzydliwie płaska, nie pomagało cieniowanie bronzerem i rozświetlaczem. Mając ten puder zrozumiałam, co oznacza, że "puder jest tępy". Twarz wygląda ciężko i tak właśnie - tępo.
Nie mogę jednak powiedzieć, że ten puder ma tylko minusy - naturalny i bezpieczny skład sprawia, że puder jest przyjazny dla cery, nie zapycha i nie powoduje wysypu niespodzianek.

Cena: 17,80 zł/16,5 g

Ocena: 3/6

Czy kupiłabym ponownie: NIE




Puder ze skrobi ziemniaczanej:

Osobiście, pudrowi z Biochemii Urody zawdzięczam jeszcze jedną rzecz - kiedy walczyłam z trądzikiem nie umiałam się długo przekonać do pudru innego niż drogeryjne, kolorowe pudry. Dzięki pudrowi bambusowemu z BU odważyłam się nałożyć na twarz coś innego. Puder z BU, co prawda, nie sprawdził się w moim przypadku, ale ja eksperymentowałam dalej - z mąką ryżową, ziemniaczaną, kukurydzianą. Najlepiej w moim przypadku sprawdziła się skrobia ziemniaczana, której używam już od roku. Nie wyobrażam sobie powrotu do drogeryjnych pudrów - skrobia matuje na kilka dobrych godzin (co w przypadku mojej niesamowicie przetłuszczającej się skóry jest nie lada wyczynem!), nie zapycha nic a nic (brak zaskórników, pryszczy, podskórnych gul), świetnie wykańcza makijaż, nie bieli, wygląda na twarzy bardzo naturalnie, świetnie współgra z każdym podkładem, a także z samym kremem. Nałożona na "gołą" twarz, bez podkładu - daje świetny, satynowy efekt. Taki puder kosztuje grosze (za opakowanie 500 g skrobi zapłacimy ok. 3 zł) , a jest niesamowicie wydajny, mnie na rok codziennego używania wystarcza ok. 50 g, co daje cenę 30 groszy za roczny zapas pudru :) Śmiech na sali, a jednak jest o niebo lepsza od wszystkich klasycznych pudrów :)

12.09.2012

SYIS podkład długotrwale kryjący - Recenzja + swatche

Bardzo byłam ciekawa tego podkładu, więc odkąd tylko trafił w moje ręce zabrałam się za testowanie. Jak się sprawdził? Zapraszam do recenzji!

SYIS Podkład długotrwale kryjący

 

Opakowanie: Bardzo ładne wizualne i funkcjonalne - lubię podkłady z pompką. Co więcej - pompkę można odkręcić - nie będzie więc problemu z wydobyciem kosmetyku w całości.

Konsystencja, zapach: Kosmetyk ma przyjemną, płynną konsystencję i świetnie się rozprowadza, nie zostawia smug, nie robi placków. Świetnie współgra z kremami na dzień, które stosuję, nie roluje się, nie waży. Zapach jest delikatny, ale przyjemny.

Kolorystyka: ja używam odcienia Ivory, który z moją cerą stapia się idealnie! Naprawdę dawno nie miałam tak świetnie dobranego koloru - moja skóra jest jasna, ale nie trupio-blada. Ten kolor jest wręcz jakby dla niej stworzony, wygląda naprawdę naturalnie. Inne kolory to Vanila Beige, Honey, Light Beige, Sand Beige.

Działanie: Chociaż moja cera nie ma ma większych niedoskonałości typu wypryski do ukrycia, ma całą gamę innych wad, które o krycie aż wołają - mega nierówny koloryt, dużo zaczerwienień, a do tego - rozszerzone pory. Co więcej moja cera jest tłusta, więc nie lubię kiedy podkład mi z niej spływa, waży się albo robi inne dziwne rzeczy. Podkład SYIS sprawdził się naprawdę nad wyraz dobrze! Krycie oceniam jako bardzo dobre (wklejam zdjęcie, gdzie możecie porównać). Bałam się, że będzie efekt maski, bo zwykle tak jest przy podkładach mocno kryjących, ale nic takiego nie wystąpiło. Skóra przykryta podkładem i przyprószona pudrem wygląda bardzo naturalnie i nie widać jakiegokolwiek śladu kosmetyku na niej. Trwałość też jest całkiem, całkiem. Z mojej twarzy nie spływa, wystarczy rano i raz w ciągu dnia przyprószyć ją pudrem i podkład wytrzymuje do samego wieczora. Co jednak najbardziej uderza w tym podkładzie - to świetne wygładzenie, buzia wygląda naprawdę korzystnie i świeżo.

Cena: 60 zł/20 ml

Ocena: 5+/6 (ideałem byłby dla mnie tak dobrze kryjący podkład o naturalnym składzie, tu jednak skład jest typowy dla większości podkładów, więc daję maleńki minus :)


Czy kupiłabym ponownie: TAK


 Gama kolorystyczna:
 Poziom krycia jest naprawdę świetny (po lewej bez podkładu, po prawej - podkład+puder):
A tu widać, jak fajnie stapia się ze skórą:




Jeśli szukacie dobrze kryjącego podkładu, mogę Wam go z czystym sumieniem polecić :)


11.09.2012

Kosmetyczne patenty: golenie proste i przyjemne :)

Kochane! Dziś post z serii: Kosmetyczne patenty. Podejrzewam, że chyba nie ma między nami kobiety, która lubiłaby depilację. Ja bardzo długo poszukiwałam mojej ulubionej metody depilacji i koniec końców, niestety, zawsze wracałam do nieszczęsnej maszynki. Depilator i wosk powodują u mnie koszmarne wrastanie włosków mimo regularnych peelingów, a kremy do depilacji to w ogóle jedna wielka pomyłka. A więc pozostawała tylko maszynka... Nie lubiłam jednak tej maszynki, bo albo zawsze się gdzieś pozacinałam, albo podrażniła mi niemiłosiernie skórę, albo też ścięła włoski w taki sposób, że już po kilku godzinach dawało się je wyczuć. I chociaż używałam zawsze pianki do golenia, to i tak zawsze coś było nie tak.
Któregoś razu skończyła mi się pianka, a potrzebowałam szybko ogolić nogi. Na "sucho" bałam się ryzykować, a pod ręką miałam tylko oliwkę dla dzieci. Nie miałam za bardzo wyjścia, więc zaryzykowałam.

I w ten sposób odkryłam moją ulubioną metodę usuwania włosków! Oliwka w połączeniu z maszynką jednorazową działa rewelacyjnie:
- daje świetny poślizg - maszynka dosłownie sunie po ciele ścinając wszystkie włoski tuż przy skórze,
- nigdy nie zdarzyło mi się zaciąć stosując oliwkę, chociaż w przypadku pianki miało to często miejsce,
- zero podrażnień, zero przesuszonej skóry,
- perfekcyjnie gładka skóra, miękka i nawilżona (ale nie tłusta!) skóra przez wiele godzin! Czasem aż nie mogę przestać jej dotykać :)
Wiem, że do golenia niektóre dziewczyny polecają także odżywki do włosów, ale osobiście uważam, że oliwka jest o niebo lepsza - cudowne uczycie nawilżonych nóg jest nie do podrobienia!

Ja akurat używam oliwki firmy BAN, ale każda oliwka w płynie będzie się w tej roli sprawować rewelacyjnie :)


Znacie ten patent? Jeśli nie to gorąco zachęcam do wypróbowania, każda pianka się przy nim chowa!


10.09.2012

Szampon bez SLS - Alterra Morela i pszenica

Jakiś czas temu (oczywiście pod wpływem Anwen, którą chyba wszyscy znają i nikomu nie muszę jej polecać :)) postanowiłam przerzucić się na zdrowszą pielęgnację włosów. Przede wszystkim w odstawę poszły szampony bez SLS-u. Oczywiście, skoro szampon bez SLS-u, to obowiązkowo musiałam wypróbować słynną Alterrę. Dziś Wam opowiem, jak się u mnie sprawdziła. A skusiłam się na:

Alterra Szampon do włosów matowych i zniszczonych Morela i pszenica


Opakowanie: Estetyczne, poręczne, wygodne w użytkowaniu. Na opakowaniu widnieje oznaczenie, że kosmetyk jest Vegański.

Konsystencja, zapach: Zapach jest śliczny, przypomina mi żelki :) Natomiast konsystencja nie bardzo mi się spodobała - jest bardzo gęsta, żelowata, przez co nieraz prześlizgiwała mi się przez palce i lądowała zamiast na włosach - to pod prysznicem. Gęsta konsystencja przekłada się także na niską wydajność - szampon znika bardzo szybko, ja mam średnio długie włosy i szampon wystarczył mi na ok. 2 tygodnie codziennego mycia.

Działanie: Szampon porządnie oczyszcza, radzi sobie także ze zmywaniem olejów (wystarczy jednorazowe mycie). Pieni się przyzwoicie i nie plącze włosów. Niestety, nie zauważyłam jednak żadnego korzystnego wpływu na moje włosy - ani nie zyskały one blasku, ani też jakoś lepiej się nie układały. Ot, moim zdaniem, szampon jak szampon.

Cena: 9 zł/200 ml

Ocena: 4/6

Czy kupię ponownie: NIE WIEM (Niczym szczególnym mnie nie zachwycił, ale też nie był zły, być może kiedyś po niego sięgnę, ale na pewno póki co postawię na testowanie innych szamponów)

skład




Znacie szampony Alterry? A może znacie jakiś fajny szampon godny polecenia (bez SLS-u)? :)


7.09.2012

Recenzja: SYIS Lawendowy miód do demakijażu

Bardzo lubię takie nowinki jak olejki czy pasty do mycia twarzy. Dlatego bardzo ucieszyłam się, kiedy taka właśnie nowinka - Lawendowy miód do demakijażu marki SYIS wpadł w moje ręce. Jesteście ciekawe, jak się sprawdził? Zapraszam do recenzji :)

 
Zdjęcie pochodzi ze strony:  http://www.pkik.pl/syis/item/1483

Lawendowy miód do demakijażu SYIS

Konsystencja, zapach: Myślałam, że nazwa "miód" to taki chwyt marketingowy, tymczasem kosmetyk ma naprawdę konsystencję miodu :) Kolor - delikatnie fioletowy. Zapach - prześliczna lawenda, uwielbiam ten aromat!

Działanie: Jak działa? Rewelacyjnie! Nie tylko świetnie oczyszcza, ale także pozostawia skórę niesamowicie miękką i nawilżoną. Uwielbiam środki do demakijażu, które tak właśnie działają. Skóra po oczyszczeniu jej lawendowym miodem wygląda cudownie świeżo i delikatnie :)
Do tego produkt ma naprawdę niezły skład z olejkiem z pestek winogron na pierwszym miejscu :)
Moja uwaga: Producent zaleca, by nałożyć miód na oczy i twarz, delikatnie wmasować, a następnie zmyć ciepłą wodą. Moim zdaniem - w przypadku demakijażu oczu warto najpierw zwilżyć powieki wodą, a dopiero potem nałożyć miód, no chyba że ktoś lubi mieć sklejone rzęsy ;) W kontakcie z wodą miód zmienia się w mleczną emulsję i nie skleja rzęs, za to równie dobrze oczyszcza.

Cena: ok. 60 zł/50 ml - warto dodać, że miód jest niesamowicie wydajny - mi jedna próbka (4,4 ml) wystarczyła na 5-krotne użycie na całą twarz i powieki!

Ocena: 6/6

Czy kupię ponownie: TAK - produkt w 100% spełnia swoje zadanie!




6.09.2012

Moje kosmetyczne wyzwania - Denko trochę inaczej :)

Chociaż jestem przeciwniczką otwierania naraz kilku kosmetyków i zawsze jak coś zacznę, to staram się zużyć to do końca, niemniej uzbierało się mi kilka takich delikwentów, co to zalegają mi w łazience już od dłuższego czasu. A że wyrzucać nie lubię ani kosmetyków ani jedzenia :), to postanowiłam sobie, że spróbuję je w ciągu najbliższego miesiąca zużyć. Gorąco wierzę, że skoro zobowiążę się do tego na blogu, będzie mi łatwiej się z tego wywiązać :)



A zalegają mi takie kosmetyki:
Dr Duda - Maska siarczkowa do pielęgnacji ciała - dość fajnie pielęgnujący produkt, ale niesamowicie tłusty i po prostu brakuje mi do niego cierpliwości...
BeBeauty - Peeling do stóp - biedronkowy peeling, którym większość blogerek się zachwyca, a ja uważam go raczej za zbędny gadżet,
Bielenda - In Vitro Mleczko do ciała - odrzuca mnie w nim niesamowicie zapach, jest tak duszący i brzydki, że niektóre naturalne kosmetyki przy nim pachną jak wyśmienite parfemy ;)
Avon - Maseczka z minerałami z Morza Martwego - nie jest może jakaś zła, ale mam porównanie z maskami glinkami i wiem, że maska może i powinna robić o wiele więcej niż ta Avonowska...

No to czas start! Moje kosmetyczne wyzwanie czas zacząć :) Mam nadzieję, że za miesiąc moja łazienka będzie lżejsza o te 4 zalegające w niej kosmetyki :) Jeśli nie uda mi się ich zużyć w przeciągu miesiąca, to znak, że po prostu nie są dla mnie i powędrują do kosza. Trudno :)

Miłego dnia Wszystkim! :)

5.09.2012

Nowości w moich kosmetykach :)

Oto kilka nowości, które w najbliższym czasie będę testować:

Ze współpracy z firmą profesjonalnych kosmetyków SYIS:
1) SYIS Podkład długotrwale kryjący - po tym, jak firma Maybelline wycofała z rynku swój podkład Super Stay Silky, nieustannie szukam godnego, dobrze kryjącego i trwałego zamiennika. Bardzo jestem ciekawa, czy ten podkład okaże się moim nowym ulubionym :)

2) SYIS Lawendowy miód do demakijażu (próbki) - uwielbiam takie nowości, szczególnie, że ta zawiera na pierwszym miejscu olejek z pestek winogron, a ja kosmetyki z olejkami uwielbiam :)
Gdybyście byli zainteresowani tą firmą, to po prawej stronie jest baner, można wejść, poczytać i zarejestrować się.


Ze współpracy z firmą Carmex - tubkę klasycznego Carmexu. Dotychczas znałam tylko balsam Carmex w słoiczku, ciekawe czy tubka okaże się jeszcze lepsza?


A ponadto 2 nowe eko-kremy znalazły się w mojej kosmetyczce:
1) Alterra Aloesowy krem na dzień do skóry wrażliwej - kolejna Alterra w mojej kolekcji, zobaczymy jak się sprawdzi :)

2) Sylveco Łagodzący krem pod oczy - polska firma produkująca całkowicie naturalne kosmetyki, zapowiada się więc super :)

Dołączył do mnie także Zmywacz do paznokci BeBeauty, który ku mojemu zaskoczeniu zmienił opakowanie i pojemność, a kosztuje już prawie 6 zł! (dość dawno go nie kupowałam, więc się trochę zdziwiłam...)


Znacie któreś z tych kosmetyków? Jeśli nie, to niebawem zapraszam na recenzje :)